niedziela, 23 lipca 2017

Od kilku dni trwa nieustanny protest niemal w całym kraju. I bardzo dobrze! Nie wolno dawać się oszukiwać, dwa lata to aż nadto. Pis musi odejść i kropka. Razem z prezydenciuniem. Nie wierzcie tej marionetce. Jego veta to ściema dla głupoli. Zakładam się o milion baksów, że każdy jego ruch jest najpierw sto razy konsultowany z wariatem. To mafia! Rządzi jeden - reszta to pistolety wodza.

Pojechaliśmy sobie na weekend.  W końcu jest lato i można się czasem opić w dobrym towarzystwie. Ja tam się opiłem. Nie piszę dla dzieci więc wolno mi chyba się przyznać... Syndrom dnia poprzedniego poczułem rano. Tak to bywa kiedy kac wyprzedzi klina, ale świadomość powrotu autem do domu cholernie skutecznie powstrzymuje, w miarę odpowiedzialnego kierowcę, od wyskokowych napojów.
Po co to piszę?
Ta pisowska swołocz nawaliła się bowiem w ostatni wieczór wyborczy i do dziś pieprzy jak ja po wczorajszej gorzale. No tak, ale im wolno, ich wożą kierowcy, i każdy ich odlot nie wiąże się z ryzykiem utraty prawa jazdy i spędzenia nocy "na dołku".
Ale ponieważ nasza policja zachowuje się jak osrany przebiśnieg, któremu brak mocy, aby samodzielnie przez to gówno się przebić - to właśnie nam przypadła rola zaaplikowania lodowatego prysznica na gołe dupy tych pijaków.

Nie lubię słowa suweren. Dla mnie ono niewiele oznacza i jest dziś wręcz obrzydliwie nadużywane. Suwerenami są królowie, pretendenci do tronów; suwerenem jest papież... Jest nim także ponoć i naród rządzący się w systemie demokratycznym. Różnica między nimi jest jednak ogromna. Jak król coś powie to wszyscy słuchają. A jak powie coś naród, to na ulice wychodzi policja i daje suwerenowi łomot. Nie nadużywajmy więc słów, które mają taką samą szansę na przebicie się jak ów przebiśnieg w niedźwiedzim gównie. Pewnie większość się w tej chwili na mnie poobrażała, ale nam dziś nie potrzeba wielkich słów bez znaczenia.
W oczach pisowców nie jesteśmy żadnym suwerenem. Są nim oni. Zapijaczone typy, które nie mają odwagi wytrzeźwieć i będą chlać do śmierci. Zostawmy więc słowa, uchwyćmy mocno w dłonie wodne armatki i zróbmy im najzimniejszy w historii prysznic; na gołe dupy. Później to już tylko kaftany bezpieczeństwa.
A my wreszcie na spokojny weekend.


Chyba, że wolicie się jeszcze poślizgać na tyłkach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz