piątek, 22 września 2017

Jak się robi wulkan

Na początek kilka całkowicie zbytecznych niusów...

1. Beatka nie słyszy głosów, które krytykowałyby reformę edukacji.
2. Saryusz-Wolski autorytatywnie stwierdza, że rezolucje PE (nie wiem co to PE!) były pisane rękoma totalnej opozycji.
3. Mazurek ustaliła, że Kaczyńskiego prześladują już od trzydziestu lat.
4. Bulterier ponoć skrywa się ciągle w lesie.
5. Prezydenciunio poleciał do USA propagować dobrą zmianę.
6. Cysorz Jarosław nadal żyje... niestety.

Ponoć dlatego, że nieustająco głaszcze sobie kota; bo koty są świetnymi pochłaniaczami negatywnej energii. Z moich obserwacji wynika, że owej złej energii koty pozbywają na dachu mojego auta liżąc własne jaja i rysując pazurami samochodowy lakier. 
Tak sobie przeleciałem, za przeproszeniem, internetowe wpisy pod kątem dobrych zmian i się zapłodniłem.

Musicie wiedzieć, że aby pozbyć się złej energii nie mając kota, należy:
Wejść w posiadanie szklanki, do której trza wlać łyżkę wody, łyżkę octu  i łyżeczkę soli. Potem to już idzie z górki. Naczynie stawiamy w miejscu, w którym zazwyczaj czujemy się najgorzej, czekamy dobę i sprawdzamy czy sól wypłynęła na wierzch. Jeśli tak się stało, to niestety – proces należy powtarzać do czasu, aż sól zostanie na dnie. Wtedy mamy pewność, że dom został oczyszczony ze złej energii.
Cisną mi się teraz na ekran strasznie brzydkie słowa, ale chwilowo się jeszcze powstrzymam...
Moja chałupa ma takie miejsce. Znajduje się ono na górnej ramce telewizora. Galopujący proces narastania złej energii rozpoczyna się w momencie wzięcia do ręki pilota; po naciśnięciu czerwonego guzika natychmiast sprzedałbym komuś liścia. No... ale powiedzmy, że jestem w pokoju sam i nie jest to ten jedyny dzień w roku, w którym pis nakazuje bić żony. Lecę więc do kuchni po drewnianą łyżkę, wracam i zaciskam na niej pozostałe po wprowadzeniu dobrej zmiany: lewą górną szóstkę i prawy kieł, dolny zresztą.
Powiedzmy, że na ekranie pojawia się leśna baba robiąca za premiera i zaczyna wylewać ten swój słowny kisiel do klopa, który leje się i ciągnie z namiętnością chińskiego osła przytroczonego do pługa. Nadgryzam łyżkę i rozkoszuję się smakiem celulozy.
I dobrze, bo kolejnym pojawiającym się klaunem jest poseł Tarczyński mówiący:
- Mąż pani HGW stał się właścicielem sześćdziesięciu mieszkań o łącznej wartości miliarda. Miliard to dziewięć zer! Chłopina potrafi coś tam, coś tam.
Drewno zaczyna trzeszczeć. Lecę po szklankę wody z solą i octem. Przyklejam "Kropelką" nad ekranem, na którym pojawia się buźka Sobeckiej. Wyłączam telewizor, bo przez tego Trolla sól właśnie zaczyna kipieć i zalewać ekran.
I ok. Celulozowa kolacja zjedzona, resztki zębów także.
Jutro zakupię szajsbekę octu i pojadę do Wieliczki. Zaleję kopalnię wodą z octem i będę spieprzał co sił na Sycylię, bo jak z kopalni pierdolnie wulkan złej energii to żaden kot nie pomoże.
Oby pomogło nam!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz