piątek, 29 grudnia 2017

Oko Koguta

Najsamprzód... (jak to mówiła moja babcia...), opowiem o pewnym straszliwym komuchu. Jego życiorys to pasmo komuchowatej komuchowatości, której zwieńczeniem była bliska współpraca z Jaruzelskim i Urbanem; demonami z piekła rodem, mordercami, i setką innych synonimów od przymiotnika "zły".
Gdzie by tylko nie spojrzeć w PRL-owskie czasy, ów komuch przewija się przez nie z natręctwem rozwścieczonej zapachem Old Spice'a muchy tse-tse.
Taki, normalnie, wrzód na wrzodzie w otoczeniu postalinowskiej zgnilizny. Zawsze jakiś kierownik, jakiś dyrektor... ale zawsze też od komuszej propagandy. Członek ZWM, ZMP,  SDP, ZLP i PZPR.
Jestem niemal pewien, że nieraz zrobił loda samemu Urbanowi.
No i ten wygląd... Mały, łysy, głupia i nieciekawa gęba w wielkich brylach, a między palcami papieros.
Bardziej taki Serge Gainsbourg w wersji z PRL, choć do jego rozporka nie zdążyłem zajrzeć. 
Owóż ten zapluty karzeł komunizmu jest moim idolem! To Wiesław Górnicki.
Będąc już na emeryturze pisał wspaniałe felietony do tygodnika "Nie" pod pseudonimem Krewa. Czekałem na nie niczym matka Teresa na utratę dziewictwa.
Tak myślę...
Wierzcie mi! Mam straszliwie głęboko w dupie jego przeszłość. Chciałbym się z nim spotkać i porozmawiać. Chciałbym porozmawiać z Kopernikiem i Michałem Aniołem. Chciałbym posłuchać na żywo Kofucjusza, a co mi tam... Jezusa chyba też.

A kogo mogę posłuchać dzisiaj?
Jakiegoś pojebanego Koguta! Nocnych zmaz każdego buraka i gremialnie przechodzących na homoseksualizm, na widok tego młota, wszystkich polskich kur. Pewnie dlatego jaja zdrożały o sto procent.
I ojca profesora doktora habilitowanego Dariusza Oko.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz