Nie wiem czy wiecie, ale jest to najwyższy budynek w Polsce. Wraz z iglicą mierzy 237 metrów. Obrazowo rzecz ujmując...
Należałoby postawić na sobie stu czterdziestu jeden Jarosławów Kaczyńskich i dołożyć kota, aby pokonać wysokością ów dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego.
Nie jest to raczej najładniejszy gmach na świecie. Zaprojektował go pewien Lew na rozkaz jakiegoś Józka, ale...
Konia z rzędem temu, kto znajdzie mi w stolicy kawałek ładnej architektury. Całe jej socrealistyczne centrum jest przytłaczająco wstrętne i sprawia wrażenie obcowania z dnem wysuszonej studni. Takie klepisko otoczone betonem i porozdzielane trasami do wyścigu szczurów. Zawsze kiedy tam jestem marzę wyłącznie o tym, aby jak najszybciej stamtąd wyjechać.
Zwiedziłem w życiu kilka miast i wiem o czym piszę.
Zaraz pewnie dostanę stos jobów od Warszawiaków, ale jedźcie choćby do Torunia, albo do czeskiej Pragi... Wpadnijcie do szalonego Rzymu lub do Edynburga, pozwiedzajcie Pizę, Florencję, Sienę... angielski York i irlandzki Dublin, zobaczcie sobie Hamburg i duński Aalborg. To miasta z duszą, w których chce się zwyczajnie być. Czuć to na każdym kroku.
Pałac Kultury doskonale wpisuje się w ponury krajobraz nieładnego centrum Warszawy. Ospobiście uważam, że stanowi on nawet rodzaj wisienki na tym szaroburym torcie z betonu.
Ma tylko jedną wadę - jest za wysoki. O jakieś sto czterdzieści kaczorów plus kot. Bo wszystko co wyrasta ponad przeciętność jest wrzodem na dupie ludzi małych.
Pośle Kaczyński... Oprócz Pałacu każ pan także zburzyć budynki, w których mieszkało trzy i pół tysiąca rosyjskich robotników! I koniecznie zbudowany dla nich basen i kino. Później pozostanie ci przeorać jeszcze szesnaście grobów robotników, którzy zginęli podczas jego budowy, a na ich miejscu pierdyknąć jakiś obelisk ku czci brata.
Jest w San Francisco taki most... Golden Gate.
Upodobali go sobie samobójcy i skaczą z niego namiętnie od siedemdziesięciu już lat. Nikomu z nich nie przeszkadza to, że aby na niego wejść, muszą zapłacić myto. Czego się jednak nie robi, aby zakończyć swoje życie w niebagatelnej scenerii...
Pałac ma podobny potencjał, a z tarasu widać nieodległą Wisłę.
Już w roku 1956 pewien Francuz, jako pierwszy, targnął tam się skutecznie na własny żywot. Kolejne próby, w wyniku których następni zdegustowani swoim życiem zapragnęli rozkwasić się o przypałacowy chodnik, były także udane.
Nie rozumiem myślenia ówczesnych komuchów, którzy, zamiast pobierać ekonomicznie wyliczoną opłatę za fatygę zdrapywania delikwenta z kulturalnych trotuarów, kazali szybko zabezpieczyć taras trzydziestego piętra stalową siatką. No i po co? Niech sobie skaczą do woli. Skok z takiej budowli powinien być zaszczytem. Trzeba raczej zacząć organizować wycieczki.
Samobójca@skokzpalacu.pl
Rzeczony już architekt Lew, Rudniew zresztą, przemierzył cały nasz kraj w poszukiwaniu narodowo-polskich cech projektowanej przez siebie budowli.
Optuję więc za zlikwidowaniem owej durnej siatki na tarasie trzydziestego piętra i gigantyczne rabaty dla skoczków. Szczególnie tych z pisu. Można by było im nawet za to dopłacać. I tak nie dolecą z kasą dalej niż na dół.
Czysta ekonomia! Krzywousty! Do roboty!
A jaka radocha dla gawiedzi! Niczym średniowieczne ścinki i podpałki. Można by dostawić kilka rzędów trybun i rozdawać lornetki krótkowidzom.
- Uuuuuuuuwagaaaaaaaaaaa! Naaaaaaaaa taaaarasie pojawiiiiiiiiiiił się koń o imieniu Maaaaaaaaazurek! Zagrajmy mu hymn.
- Na chuj nam swaboda polskiego naroda...
Albo...
Żółty jesienny liść,
Jak garsonka Beaty,
Leci właśnie z tarasu,
Obok lecą dukaty
La la la la la la la
La la la la la la la
Zamawiam karnet.
P.s.
Nie wiem co powiedział wczoraj wuc na miesięcznicy, ale były to z pewnością słowa odkrywcze. Rozumiem, że cały czas dochodzi. Powiedzcie mi kiedy dojdzie.
Może wtedy zdradzi nam tajemnicę dokąd zamierza wywieść popałacowy gruz. Pewnie na mur wokół Nowogrodzkiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz