- "Szczera modlitwa owocuje poczęciem dziecka" - oznajmił niedawno biskup Wątroba.
Też dlatego gwałt nie owocuje poczęciem... - dodał inny facet w kiecce.
Gdybym chciał być bardzo złośliwy, wymieniłbym teraz kilka nazwisk pisowskich dziewoi, którym szczera modlitwa zaowocowała jedynie bolesnym obrzękiem kolan, ale oddajmy głos
- "W rzeczywistości jestem bardzo ładna, bardzo miła dla miłych,
życzliwa, łagodna i uśmiechnięta" - oceniła samą siebie Krystyna wstając pewnego popołudnia z sejmowej ławy w drodze do sejmowego wychodka celem wydalenia osiemnastego hamburgera.
Krycha! Mam to samo! To twój opis rodem z krainy łagodności. Jesteś ładna, miła i kropka.
Były to moje ostatnie w życiu słowa o tej osobie.
Przejdźmy zatem do ekonomii.
Nie tej globalnej, bo na niej kompletnie się nie znam, bardziej o domowej, czyli takiej, z którą wszyscy barujemy się każdego dnia.
Nieubłaganie nadchodzi koniec roku, a wraz z nim także święta i szaleństwo zbytecznych zakupów. Tylko po części rozumiem ich sens, bo nie wiem jak u Was, ale u mnie spora część niezwykle nieodzownych wiktuałów ląduje w śmieciach. Z wigilijnych potraw próbuję coś ponad połowę. Resztę ochrania "tradycja", z którą już nawet nie próbuję walczyć.
Tradition is tradition!
Wrócę do tego za chwilę.
Ponieważ jestem bardziej mobilny, to zwykle ja robię zakupy. Rzadko kiedy zdarza mi się na zakupach zaszaleć. Nie widzę zresztą
takiej potrzeby. Pieczywo, owoce, trochę wędliny, ser i warzywa; jakiś
soczek. Czasem rybkę... Po cholerę nam więcej? Nie korcą mnie weekendy na Barbadosie i slalom wynajętym Bentleyem po Cyprze. Nie kupiłem nigdy konia pod wierzch i nie bywam w burdelach.
Zdecydowanie przedkładam gotowanie w domu nad fastfoodowe paskudztwa. Powiększa mi się alergia na markety. Pokonywanie kilometrów z rozklekotanym wózkiem przed sobą jest bardziej niż bezsensownym zajęciem. Pobliski rynek zawsze dostarcza mi najświeższych produktów na miarę moich wymagań.
Po co nam więcej?
Jedna chata, jedno auto, jeden syn i
święty spokój. Jeżeli komuś potrzeba czegoś jeszcze, to ok.
I
tak większość wieczorów każdy z nas pierdzi w stołek przed komputerem lub
telewizorem. Może jestem trochę tępy, ale kompletnie nie wiem czego więcej potrzeba nam na co dzień.
Nie użalam się nad sobą. Mam masę zainteresowań i spełniam się
intelektualnie pisząc choćby tego bloga.
Nie lubię pisać o sobie, ale teraz musiałem, bo kompletnie nie pojmuję po jaką cholerę musimy płacić największym nierobom w państwie tyle forsy! Do czego potrzebne takiemu Kaczyńskiemu pieniądze? Co on, kurwa, kiedyś sobie kupił? A może poszedł na siłownię albo na rower? Pojechał z zoną i dziećmi do Jastarni? Zaszalał na promocji lodów w Tesco?
I tak jest ze wszystkimi pajacami, którzy udają rządzących. A prawda jest taka, że wszędzie ich wożą, karmią i ubierają wyłącznie po to, aby mogli nas codziennie wkurwiać, ale... jak to czujnie zauważył Czaruś Pazura:
- Życie jest sinusoidą. Nie można grać całe życie...
Napychajcie się dalej hamburgerami i olewajcie polskie sprawy wyszukując jęzorem resztek żółtych zębów przed albumem z kotami. Zwiedzajcie Wietnam i pieprzcie dyrdymały w rocznice kolejnych rocznic. I kiście w skarpetach zarobioną kasę, bo niebawem zaczniecie doceniać marketowe promocje.
Ja zaś waszą przyszłość widzę tak:
Przepraszam tych biednych ludzi, którym zrobiłem niedawno to smutne zdjęcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz