środa, 15 sierpnia 2018

Bitwy Warszawskie

Mam głupi zwyczaj doczepiania się do rzeczy, wydarzeń, faktów, czy nawet ludzi, przeciw którym niewielu ma odwagę się doczepić.
Bo to jest tak...
Nie ma niczego bezwzględnie doskonałego.

Może z wyjątkiem lodów...

Tak się składa, że brat mojego dziadka brał udział w Bitwie Warszawskiej. Będąc już mocno posuniętym w latach dziadziusiem, często mi opowiadał o czasach swojej młodości. Owa bitwa była pokaźną ich częścią.
Służył pod pułkownikiem Jaźwińskim w 11 Dywizji. Tej, która na samym początku dostała od Ruskich srogiego łupnia pod Radzyminem. Pewnie z dwadzieścia razy słyszałem opowieść jak to spieprzali przed dwoma dywizjami krasnoarmiejców po polu minowym. Strzelano do nich jak do kaczek, miny urywały im stopy, a oni przewracali się dopiero wówczas, kiedy zobaczyli, że biegną na kikutach.
Wierzcie mojemu wujkowi.
Zwycięstwo świętują jedynie żyjący. Polegli mają je w dupie.
Dlatego jest naszym obowiązkiem pamiętać o każdym, który był na tyle bezkompromisowo odważny, aby oddać własne życie w imię lepszej przyszłości następnych pokoleń.
Nie wiem czy ja umiałbym się na to zdobyć...

Składam Wszystkim Poległym, we wszystkich bitwach na świecie, mój hołd.
A wszystkim żerującym na bohaterach w imię własnych, partykularnych interesów, wyrazy mojej najgłębszej do nich odrazy.

Byłoby głębokim nietaktem pisać teraz o tych, o których myślę...
Bando rynsztokowych żołnierzyków!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz