Powiem to wprost, ale zanim odsądzicie mnie od czci i wiary, i wyślecie na leczenie do psychiatryka, przeczytajcie to do końca.
Winnymi będą wegetarianie!
Brzmi idiotycznie?
Tylko na pierwszy rzut oka.
Już tłumaczę...
Za każdym razem, kiedy w dużym nawet towarzystwie, pojawia się jeden wegetarianin, natychmiast pojawia się tam straszny zamęt. Soi nie ma, buraki tylko czerwone (trochę sobie oczywiście kpię...), ale rosół na kurze, schab ze świni, a nie z marchewki; no i flaki... najstraszniejszy koszmar każdego weganina. Kucharki w amoku, pani domu nie może dodzwonić się po pizzę z ananasem i brukselką, goście nie mają czym zagryźć wypitej lufy, bo na stole jedynie konglomerat zwłok, barszcz na żeberkach z białą kiełbasą i zimne nóżki.
Cała ta polska gościnność byłaby została uratowana, gdyby nie polska gościnność. Wystarczyłoby bowiem odesłać owego miłośnika korzonków ze szpadelkiem do przyległego lasu i kazać mu odrąbać co smaczniejsze porcje brzozowej kory i odrobinę pedów jałowca. Na szczęście jest rukola i kiełki rzodkiewek. Poleje się to wszystko kokosowym mleczkiem, pierdyknie pieprzem po wierzchu i impreza się rozkręci, bo przecież żadne zasady wegetarianizmu nie przeszkadzają uwalić się weganinowi na sztywno i puścić korzonkowego pawia pod kępą winogronowych krzaczorów.
Muzyczka zatem gra, nie grają tylko Beatlesi i zaczyna być gites majonez bez jajek.
Nagadałem się i mogę wrócić do tak zwanego meritum...
Wyobraźmy sobie teraz, że cała ludzkość ludzkości przestaje jeść mięso...
Co się dzieje?
Bankrutuje miliard barów i restauracji na całym świecie. Ceny kukurydzy, soi i marchewki skaczą do nieznanego ludzkości poziomu. Giełdy całego świata sprowadzają banany z Saturna, sałatę z Urana, a brukiew ze Szkocji.
Jeżeli jeszcze nie widzicie w tym wpisie zarzewia wojny to lećmy dalej.
Chinole swoim miliardem dusz atakują przyległy Kraj Rad mordując każdą gazelę i każdego słonia w imię historycznej pasji zżerania słoniny z gazeli.
Ci zaś ruszają na zachód i, tratując każde napotkane pole koperku, wybijają pozostałą przy życiu populację dzików.
Najbardziej przejebane mają jelenie, bo nie dość, że ich rogi kojarzą się dwuznacznie, to są całkiem smaczne.
W poszukiwanie resztek mięs cały świat atakuje miliardowe Indie. Masowy mord ich świętych krów wznieca wojnę w pokojowej dotychczas części Azji. Arabusy wysadzają wszystkie chlewnie w Europie o okolicach. W Australii wymierają kangury. Wielka rafa koralowa pada ofiarą globalnego ocieplenia, a powód jest oczywisty...
Brak krowich pierdnięć!
Zapomniałem o najważniejszym...
Pozostali przy życiu Eskimosi cierpią głód z powodu niemożności jedzenia fok, bo kiełki luceny ni chuja nie chcą rosnąć na kole podbiegunowym w tysiącletniej zmarzlinie.
Powiedzcie mi teraz po diabła martwić się polityką? Wystarczy zatrudnić wegetarian. Oni załatwią resztę.
To jakie zwierzęta zostaną?
Skunksy, papugi, pingwiny i żubry. Na całe szczęście, te ostatnie, to tylko te w płynie.
I tu widzę ratunek.
No właśnie! To było moje słowo na niedzielę.
Mięso jem bardzi rzadko ( okazjonalnie), wieprzowiny wogóle nie, bo mnie brzydzi odkad dowidzialam sie ,że swinie sa starozytna krzyzówka dzika z człowiekiem. A jest to całkiem prawdopodobne, bo zastawki serca świni przeszczepia sie ludziom . Zresztą wiekszość religii zabrania jeść wieprzowiny.Świnki są to mądre zwierzęta. Trzymane w domu utrzymują czystość. Na widok tego zdjęcia zrobiło mi się po prostu smutno, bo wiem ,ze moje wywody tylko Pana rozśmieszą ( i nie tylko Pana ). Jeszcze wieki musza minąć ,aby ludzkość dorosła do pewnej świadomości.... a wtedy będziemy zdrowsi.
OdpowiedzUsuń