Droga do Italii wydaje się monotonna. Zakorkowana "Gierkówka", przeraźliwie nudne Czechy, długachna, ale urocza i krajobrazowo nie do przebicia, przynajmniej za Wiedniem, Austria, zaczyna nastrajać optymistycznie. Powód jest prosty. Oddalamy się... I wreszcie granica z Italią, skąd już rzut beretem do Wenecji, która przypomina Disneyland i, albo będziemy umieć wyłowić z niej kilka perełek, które nas zachwycą, albo obleziemy ją bezmyślnym krokiem z jednego końca na drugi robiąc w spodnie w zachwycie, że każdy wielki tego świata bzykał tu jakąś swoją kochankę. Jeśli ktoś nie był to służę fotkami...
I może jeszcze osławiony plac św. Marka...
I co najbardziej rzuca się w oczy? Gigantyczna reklama zegarków Breitling z twarzą Travolty, której nie sfotografowałem. Jeśli potraktujemy ów plac jako miejsce docelowe, to mamy kilka opcji. Wrócić urokliwymi uliczkami, wzdłuż kanałów, do pozostawionego na peryferiach auta...
Wydać krocie na nikomu niepotrzebne gadżety w sklepach typu:
Bądź stwierdzić rzeczowo, że jeśli nie mamy na koncie miliona wolnych baksów, to czas się ulotnić.
Mógłbym oczywiście napisać o historii Wenecji spory przewodnik po jej najciekawszych miejscach, ale te sprzedają w każdym kiosku.
Lepiej się zawinąć na zachód i pojechać do Ligurii.
Wpaść do Zatoki Poetów...
Lerici lub La Spezia...
...gdzie bez przeładowanego portfela można nacieszyć wzrok podobnymi widokami.
Włochy to jedno z niewielu miejsc, które koniecznie trzeba zobaczyć i będę o nich przytruwał jeszcze kilka razy. Mamy początek sierpnia i jeszcze czas na zweryfikowanie swojej wakacyjnej marszruty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz