poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Oto słowo pis

Zaczyna mi już brakować słów określających wyczyny pislandii. Najlepiej określił to w CK Dezerterach kapitan Wagner mówiąc do von Nogaya:

- "Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych dostatecznie obelżywych słów, którymi można by było określić pańskie zachowanie".
Klasyk, ale i kulturalnym ludziom kiedyś puszczają nerwy, czego kapitan doświadczył chwilę później. Kreatury pokroju von Nogaya zeszły się w sektę i nazwały się pis.
No i teraz nie wiem... Mam ich zbluźnić czy wyśmiać? Może chwilowo z tym pierwszym poczekam, aż się odpowiednio nakręcę.
Jest taki czub, wabiący się chyba Bielan, który czyścił buty cysorza w jego jedynej w życiu zagranicznej podróży do Londynu. Ponoć robił tam także za tłumacza, bo kaczoland znajomością języków obcych słynie. Owóż, ów Bielan donosi, że musiał, bo Pani May nie mówi po polsku!
Ja pierdolę! Nie mówi? Gdzie się podobny fenomen jeszcze uchował? Toż każdy Angol, zasuwa Mickiewiczem lepiej od Słowackiego, a ona nawet nie mówi? I wzięli ją na premiera? Dlaczego?

Nie umiem mówić, myśleć, a tym bardziej pisać, jak pisowcy. Pozostaje mi się zatem odwołać do wypowiedzi chwilowo rządzących częścią z nas mędrców.
Wszystkie słowa poniżej są moją kompilacją ich wypowiedzi.

"Panie Marszałku, Wysoka Izbo, Ojcze Dyrektorze! Episkopat upoważnił PiS do odrzucenia projektu obywatelskiego. Proszę się nie odzywać, teraz ja mówię, pani myszko agresorko! Nie zajmujcie się miłością, tylko tym, czy ludzie mają pracę. A miłość zostawcie ludziom. W rzeczywistości jestem bardzo ładna, bardzo miła dla miłych, życzliwa, łagodna i uśmiechnięta. Kto jest przeciw, proszę podnieść rękę. Kto wstrzymał się od głosu, proszę podnieść rękę. Dziękuję. Nie widzę. To znaczy wszystko jedno, czy widzę, czy nie widzę. Dziękuję bardzo. Podaję wyniki głosowania. Jeśli nie ma dowodu, to jest bardzo poważna przesłanka, że taki dowód może istnieć…Jakie pan prawo studiuje? Takie normalne. Nie puściłem żadnego babola przez dwa lata. Panie marszałku, wysoka izbo, gdyby choć połowa informacji w mediach na mój temat była prawdziwa, już dawno z obrzydzenia dla samego siebie dokonałbym uroczystej egzekucji i samobójstwa, strzelając sobie w łeb na rynku Starego Miasta".

Uratowani! Uratowani jesteśmy! Bocian! Patrz! Bocian! Jak on żyje, to znaczy, że my też możemy. Bocian, bociuś! Za parę dni, proszę pana, to się dopiero zacznie: wywiady, autografy, wizyty w zakładach pracy… Zostawcie mnie! La la la.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz