czwartek, 13 kwietnia 2017

Przypowieść Wielkanocna

Zaczyna się zwykle tak samo.
- Musimy umyć okna...
- Ależ tak, Kochanie!
Szkoda, że mieszkamy na piętrze, bo pozimowe dziury w asfalcie i kilka kolejnych autobusów załatwiłyby sprawę za nas, znaczy za mnie. Poświęciłbym nawet jakiś dedykowany myciu okien płyn i wypełnił nim owe dziury. Kwietniowe słońce dokonałoby reszty. Od środka się przecież nie brudzą!
- Posprzątaj pokoje.
- Ależ tak, Kochanie!
Nareszcie liczba pojedyncza tzw. ukierunkowana!
Po kilku dniach kłótni sprawy się łagodzą na tyle, że możemy rozmawiać o właścicielu pilota.
Żeby się jednak za mocno nie odstresowywać, należy jeszcze dokonać świątecznych zakupów.
- Nie będziemy kupować dużo...
- Ależ tak, Kochanie!
Pojawia się półtora stronicowa lista, z grubsza jakieś dwie - trzy stówy, luzik. Na szczęście mam busa.
Trwa to, circa about, tydzień, w trakcie którego owa lista się mulitiplikuje się wieczorami i na rano lista jest jak nowa. Nietknięta i wciąż półtora stronicowa.
Zasiali górale rzeżuchę...
- Jednak trzeba dokupić jajek...
- Ależ tak, Kochanie! Dorzucę dwa swoje.  Na coś się wreszcie przydadzą.

Przedwielkanocny tydzień zmierza ku końcowi, mój strach o podłogę pod lodówką znów okazał się płonny, bo kuchenny parapet zrównoważył obciążenia.

Jutrzejsze kolorowanie jajek, półtora stronicowe zakupy i seria innych, drobnych czynności, zajmie mi czas, góra, do północy i wreszcie będę mógł zjeść w sobotę na śniadanie serek, bo zakupione, i dorzucone za friko moje własne jaja, ksiunc jeszcze nie poświęcił.
Później to już tylko wielkanocny obiad i można szykować się do roboty.
Good luck tonight...
Czy jakoś tak...
Antoś jest wielki!

Skoro przeżyliśmy wielki tydzień - nie ma się o co martwić. Teraz to już same przyjemności.

Dużo cierpliwości, pełnej kiesy i tony zdrówka po spożyciu półtora jedynie zdrowych i koniecznie poświęconych wiktuałów z półtora stronicowych list - życzy...
Darek





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz