poniedziałek, 16 lipca 2018

Nasz armia jest zwycięska

Wysłuchałem niedawno ciekawej audycji o polskiej armii pod dowództwem Antosia. Nie zapamiętałem z niej wiele, ale podzielę się jej resztkami.
Najpierw jednak dodam coś od siebie.
Budżet naszego wojska to około 10 miliardów złotych. Każdy z nas, od zygoty do umarlaka, płacić musi rocznie na armię 263 złocisze rocznie.
Każdy z 38 milionów Polaków, każdego dnia, przeznacza 72 grosze na wojsko. Może nie zabrzmiało to zbyt patetycznie, ale pomyślcie o tym tak...
To prawie dwadzieścia osiem milionów codziennie. Tyle kosztują nasz kraj zabawy w kowbojów i Indian ludzi opętanych czołganiem przez pełzanie. Średnio rozwiniętych intelektualnie typków, przedkładających dżinsy i t-shirta, nad prześmierdłe potem moro. Walających się po pustkowiach z atrapą karabinu gamoni, którym wydaje się, że coś od nich zależy.
Przyznaję się. Nie znoszę wojska i wojskowych! Uważam ich za darmozjadów żerujących na sztucznie wywoływanych lękach przed wyimaginowanym wrogiem.
Nie żyjemy w czasach, w których (to pierwszy paradoks), ktokolwiek by nam zagrażał. To nie świat Jamesa Bonda i oszalałych miliarderów próbujących zawładnąć Ziemią.

Oglądałem niedawno fragment filmu "Mission: Imposible 5" z Tomem Cruise. Ktoś sobie wymyślił  porwanie brytyjskiego premiera, a niezmordowany Ethan Hunt musiał temu zapobiec.
No to teraz zastanówcie się...
Po jakiego wała ktoś miałby zadawać sobie trud i wykładać setki milionów dolarów na tak nonsensowne działania?
Porwą premiera i co? Świat odda się w ich ręce?

Żonusia mnie łaja, że przeklinam na telewizję. Niestety, mój próg odporności na oferowany w niej program ma pewne granice.

Antoni Macierewicz, największy szaleniec od czasów Piasta Kołodzieja, gość z facjatą, której widok są w stanie wytrzymać jedynie zaprawieni w wieloletnich bojach psychiatrzy, dostąpił zaszczytu pełnienia funkcji ministra obrony.
Jak bardzo przypomina mi on owych bondowskich świrów pragnących podporządkować sobie całą ludzkość! Tyle, że tamci byli: inteligentni, konsekwentni w działaniu i robili wszystko za własne pieniądze.
Aaaa! I byli odważni!

Odwagę zostawmy, inteligencję też, a o konsekwencji w działaniu to lepiej zapomnieć. Zostały pieniądze...

No to przypatrzmy się forsie.
Co robił Antoś i na co wydał 2% polskiego PKB przeznaczonego na armię?

- Kupił dużo konserw z terenów ogarniętych chorobą szalonych krów. Były zapewne w promocji...

- Mieliśmy fundusze na modernizację naszej armii. Polegała ona na naprawianiu sprzętu zakupionego w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, na których wciąż widnieje napis: Zdziełano w CCCP.

- Kupił, a jakże, samoloty dla Vipów.
Bo nic tak wspaniale nie wspomaga obronności kraju jak skórzany fotel pod dupą pisowskiego posła. 

- Zamówił plany (tylko plany!!!) ratowniczego okrętu ukrytego pod jakże niezrozumiałym kryptonimem  "RATOWNIK".
Jest on nam wręcz niezbędny, bo ratuje nasze okręty podwodne, których nie mamy.
Ale...
Mamy czołgi!
Najwięcej w europejskiej części NATO.
W większości są już w wieku zgonu Michaela Jacksona i kryją się pod kryptonimem Made in USSR. Mamy też niemieckie czołgi Leopardy. Sęk w tym, że te ruskie dawno się już popsuły, a do niemieckich nie mamy amunicji.

- Mamy również tak zwany: WOT...
Zgraję rozmodlonych ćwierćinteligentów kochających uganiać się po wsiach i strzelać do bocianich gniazd, bo nikt nie wpadł na pomysł udostępnienia im wojskowych strzelnic. Zresztą i słusznie, bo mogliby pozabijać się nawzajem. To też byloby słuszne.

- Postawił sieć patriotycznych ławeczek, a resztę posłał do Torunia.

Pełen szacun!
Budżet wykonany, Trump nas chwali, obrona terytorialna przekuwa kosy na sztorc, a Morawicki zawierza nas kolejnej matce boskiej.

Niebawem zaobserwujemy tysiące kilometrów dróg zawalonych pielgrzymkowiczami, ku chwale Jezusa i dobrej zmiany.
I wszyscy z nich będą święcie przekonani, że Pani Gersfdof jest potomkinią Krzyżaków, a Kaczor Piastem.
Jak głęboko mamy jeszcze spaść, aby przejrzeć na oczy?


Chyba jeszcze zbyt płytko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz