niedziela, 28 lutego 2016

Z tego Zygmunta to niezły dzwon

W maju 2006 odwiedził nasz kraj Benedykt XVI. Był także pod Grunwaldem. Tradycyjnym miejscem spotkań Polaków z niemieckim duchowieństwem. Za kilka miesięcy przyjedzie kolejny Papa na spotkanie młodzieży, do Krakowa, tradycyjnego miejsca pochówku królów, poetów, najwybitniejszych Polaków i jednego brata z żoną. Obawiam się, że i drugi brat wyrychtował już  dla siebie sarkofag w krypcie pod "Wieżą Srebrnych Dzwonów". Zgadzam się jeżeli przygotuje się na jutro. Razem ze swoim kotem.
Kraków to takie dziwne miasto. Dwa razy był stolicą. Raz Polski, a drugi raz Rzeczpospolitej Krakowskiej. Konia z rzędem temu, kto potrafi dziś powiedzieć co to była ta Rzeczpospolita Krakowska...
Wszyscy znamy Kraków, przynajmniej tak nam się wydaje. Każdy kiedyś słyszał mariacki hejnał i śpiewaną poezję z "Piwnicy Pod Baranami". Każdy słyszał o Piotrze Skrzyneckim i wawelskim smoku, którzy razem nie chcieli Wandy; Krakusem jest także Makłowicz od gotowania i pani Szymborska od Nobla. I Lem (pośrednio)... i Grechuta... To takie miasto przypominające mi trochę Toskanię, podobnie niebywałą wylęgarnię artystycznych talentów.
O ile jednak owa kraina we Włoszech wręcz porywa bogactwem wizualnych doznań...



... o tyle Kraków jest raczej smutny i uchwycenie jego magii wymaga więcej trudu. Ale ona musi tam być, bo inaczej nie miałaby gdzie się urodzić choćby Ewa Demarczyk. Żałuję, że nie znam tego miasta tak dobrze jakbym chciał, ale... i tu muszę się trochę pochwalić, nadrabiam to znajomością jego historii. Nie chcę ją dziś nikogo zanudzać, może za wyjątkiem krakowskiego Kazimierza.
Powstał wprawdzie jako osobne miasto, odgradzając i zabezpieczając od południa polską stolicę przed ewentualnym najeźdźcą; oddzielony dodatkowo korytem Starej Wisły, szybko stał się organizatorem wielkich, piątkowych, targów.
Myli się jednak ten, kto kojarzy Kazimierz wyłącznie z Żydami. Dotarli oni tam prawie sto pięćdziesiąt lat po lokacji miasta w wyniku, jakżeby inaczej, sporu między kupcami. Wiadomo jakimi...
Nie chcę być stronniczy, ale zgadnijcie, kto najusilniej namawiał króla i mieszczan do wywalenia Żydów z Krakowa? Oczywiście kler. Tu w osobie Jana Kapistrana, nawiedzonego franciszkanina, prowadzącego wcześniej podobną krucjatę we Wrocławiu. Jak to miło, że nie wymyślono jeszcze radia.
Zamartwimy się dziś exodusem Arabów do Europy... Powiem szczerze, że i ja zaczynam mieć wątpliwości. To może być niemały problem, już jest.
A może by tak wydzielić w kraju kilka miejsc na niewielkie miasteczka dla wciąż wirtualnych przybyszów, dać im akt lokacji, pozwolić postawić meczety i sklepy z mirrą i kadzidłem...
Szanowni chrześcijanie! Ktoś z Was wie, co to mirra?
Dwa tysiące lat nauki, a efektów wciąż brak! Jakież to żałosne!
Nie musimy do tego specjalnie dopłacać. Przyjmijmy ich i dajmy się wykazać, a zaręczam, że będą z tego same korzyści. Będą lepsze kebaby i nieoszukany hummus z jakiejś "Biedronki". Zjadłbym czakczukę i harrirę. I przejechałbym się na wielbłądzie. Pod Koluszkami.
Nie mam uprzedzeń do obcokrajowców, często bardziej ich lubię niż nawiedzonych autochtonów, bo to właśnie oni mają jedyną rację i to właśnie ja jestem ich zagrożeniem. A będąc już całkowicie złośliwy napiszę na koniec, że to właśnie Niemiec, Benedykt XVI, jeszcze jako Joseph Ratzinger, jako pierwszy obcokrajowiec załatwił Polakowi pierwszą oficjalną pracę na "zachodzie", a pewien łódzki Żyd napisał naszą mantrę:
"Trzeźwość jest stanem przejściowym". Nazywał się Tuwim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz