Dwa dni oddechu od kompa dobrze robią, spróbujcie jeśli Was na to stać. Nałóg gapienia się w ekran jest tak okropny, że czasem zazdroszczę ludziom, których on nie dotyczy. Mnie dotyczy, i to bardzo. Kilka minut rano, minimum dwie godziny wieczorem. Lekką ręką tysiąc godzin na rok, czyli 42 dni wycierania zmarszczek na tyłku. Co jak co, ale pupy to mamy wręcz niemowlęcej gładkości i już niedługo to je będziemy eksponować zamiast twarzy. W sumie to jestem nawet za, bo z twarzy da się wyczytać więcej, a to, w wielu przypadkach, jest całkowicie zbytecznym doświadczeniem. Weźmy taką Pawłowicz...
Być może w czerwonych stringach wzbudziłaby we mnie jakiś samczy odruch i przedreptałbym za nią ze czterdzieści metrów po ulicy, do najbliższego skrzyżowania, z drżącymi lędźwiami i plagą kosmatych myśli. Kto wie?
Jak to słusznie zauważył jakiś kabareciarz, kiedyś szukało się tyłka w przepastnych zwojach barchanowych gaci, a dziś trzeba dobrze rozchylić pośladki, aby odnaleźć pomiędzy nimi brązowawy sznurek.
Spośród tuzów prawicy najbardziej inspiruje mnie Ziobro. Ma w swojej twarzy wszelkie znamiona bywalca lokali dla pederastów, a w parkietowym uścisku kochanka do melodii Hungry Eyes, z słusznej wielkości wyciętymi dziurami na tyle skórzanych spodni, zawładnąłby sercem niejednego przystojniachy z Hamburga czy El Ej. Jeszcze tylko jakieś seksowne szelki w kutasiki i ćwiartka pachnącego żelu na wszystkie włosy, a kwadrans dog stajlu zapewniłoby mu większe apanaże od tych wyłuskiwanych z bycia prokuratorem generalnym, ministrem sprawiedliwości i posłem w jednym. Ponoć jednak ma żonę, co mnie okrutnie dziwi, ale jeden Jaś Ziobro wiosny jeszcze nie czyni. O dalszych dzieciach ani słychu, ani widu. Postaraj się chłopcze, bo młodszy to ty się nie robisz. Cztery i pół dychy to wiek klasyfikowany jako krytyczny.
Może to nawet i dobrze, że niebagatelna grupa wyznawców kaczyzmu, z samym generalissimusem na czele, woli uważać się za nieśmiertelnych i nie dba o takie drobne przyjemności jak zwiotczały kręgosłup o poranku.
Wracając do sedna - apeluję!
Trza zakupić trzydzieści milionów hidżabów, które oferują w zestawie dyskretne zasłonki na twarz. Utnijmy je jednak na wysokości pępków i rura na ulice!
Bo jak to napisał kiedyś mój guru, Andrzej Waligórski, w jednej bajeczce babci Pimpusiowej...
Zapylała pszczółka jakiegoś badyla,
Wtem czuje, że od tyłu też ją ktoś zapyla.
Patrzy się, a to truteń, niejaki Zenobi.
Morał - rób dobrze innym, tobie też ktoś zrobi.
A ponieważ po takim mistrzu nie godzi mi się niczego pisać, no to nie będę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz