czwartek, 25 sierpnia 2016

Globalne ocieplenie

Kilka razy przejechałem się już po wegetarianach, weganach, i innych szajbusach, którzy za cel życia obrali sobie obgryzanie brzozowych korzonków i robaczywych jabłek. W sumie to nawet nie bardzo wiem dlaczego czuję awersję do tych ludzi? Nikomu nie szkodzą, nie wykupują mi mięsa ze sklepów, i, być może, nie popierają pisu. Ale sama świadomość, że są ludzie, którzy w imię niejasnej dla mnie idei postanawiają coś jeść, lub czegoś nie jeść jest, delikatnie ujmując, efektem bycia dzieckiem zbyt tolerancyjnych rodziców. Doczytałem się gdzieś, że około pięciu procent ludności uprawia niejedzenie mięsa. To statystyki, a te zawsze są idiotyczne. Pani z pieskiem na spacerze ma statystycznie trzy nogi.
To wszystko pikuś. Gorsze jest to, że taki bezmięsny neofita czuje natychmiastową potrzebę zbawiania świata. Nagle zaczyna wylewać łzy nad tragedią mordowanych owieczek i krówek, bo właśnie się dowiedział, że i one posiadają układ nerwowy. Szkoda, że nie wie niczego o bananach, chlebie, ptasim mleczku, czipsach, żółtym serze, wszystkich gównianych suplementach, pomarańczowym soku, jogurtach i setkach innych wyrobów tworzonych przy współudziale żelatyny, kwasów omega-3...
Weźmy takie piwo... Jego klarowność zapewniają wywary z rybich pęcherzy, z winem czasem bywa podobnie; nie śmiałbym poczęstować weganina moim kiszonym ogórkiem, bo dodaję trochę cukru, a ten jest produkowany z użyciem bydlęcych kości.
Cały kretynizm z udawaniem walki o dobro zwierzątek sprowadza rzecz do absurdu. Mięsożercy odpowiadają za globalne ocieplenie, większość katastrof i niesprawne kolejnictwo w Hondurasie, wegetarianie zaś jedynie za rozwalanie imprez. Byłem na takiej. Podano rosół, a tu masz ci los... Jest jedna wegetarianka, której trzewia rosołu nie przyjmą.
I czym tu taką dopieścić skoro na drugie schabowy, na trzecie flaki, a na czwarte zgrabne plasterki wymordowanych warchlaków? Z imprezy robi się farsa, bo skąd tu nagle wykombinować smażonego w słonecznym świetle mielonego z marchewki, świeżo zgniłego kapara i niepasteryzowanego pomelo?
No nie ma skąd!
Są wprawdzie piękne ziemniaki, ale przecież wyrosły na krowich plackach, jest też obsrana przez gołębie marchewka, znajdzie się jakieś wino, ale coś za bardzo klarowne... Imieniny zmieniają się w stypę. Modły nad zamordowanym wieprzem i kaczymi pałkami dominują. Zmrożona wódka zamienia się w przepoconą wyziewami wygłodniałych imprezowiczów ciepłą breję, najzagorzalsi jej amatorzy żegnają się dyskretnie z solenizantem i zbiegają per pedes z dziewiątego piętra, bo przecież windę smaruje jakiś smar, a cholera wie czy nie ma w nim jakichś krowich dodatków. Na szczęście mają po drodze Żabkę, a w niej orgię czipsowych różności i pasztet z dziczyzny.
I chleb, dużo pieruńskiego chleba przepełnionego kwasami omega-3...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz