poniedziałek, 15 sierpnia 2016

O wielu takich, których powinno się leczyć

Żywot najlepszej nawet publikacji na Facebooku jest krótki. Z jednej strony to dobrze, bo na swoje pięć minut czeka zaraz milion nowych, a z drugiej źle, bo przebicie się w takim tłoku jest często próbą wywinięcia na lewą stronę wojskowego hełmu. Jakby bardzo bowiem jakikolwiek wpis nie wydawał się jego autorowi genialny, internet natychmiast to zweryfikuje. Ja, na przykład, olewam wszystkie filmy kotków zrywających firanki i latających jak ćmy za poruszającym się światełkiem. Sorry, ale mnie to zupełnie nie śmieszy. Nie cierpię kiedy dostaję siedemsetną prośbę zakochania się w Karolu Wojtyle i za milion funtów nie poprę oddziału pis w Świdniku. Każda reklama czegokolwiek tak skutecznie zniechęca mnie do zakupów reklamowanych produktów, że prędzej przejadę pół Łodzi w poszukiwaniu zamiennika, niż kupię zachwalany szmelc.
Mój oportunizm rozkwita na widok uwielbianego przez internautów działu z cyklu: Co sądzi Schetyna o Sasinie i co na to Waszczykowski. Multiplikowanie owych wpisów jest bardziej wkurwiające od dwutygodniowych wczasów w Mielnie z niewidomą siostrą teściowej i jej ujadającym każdej nocy ratlerkiem. Wszystkie wywiady z pisiorami są na tyle mocno oddalone od mojego pojmowania świata, że nie wiem, w którym momencie mam się z nich śmiać; na wszelki wypadek wywalam je więc bez wyświetlania.
Z pewnością i każdy z Was ma swoje preferencje. Doceniam to i rozumiem.
I jakże mi miło, że nie pisząc na swoim blogu o najnowszych tatuażach Dody, botoksie i cellulitach, czyta mnie codziennie kilkaset osób.
Próbuję temu sprostać i, na szczęście, ów idiotyczny często internet, przychodzi mi czasami z pomocą.
Rozreklamowany przed kilku dniami wywiad z panią "bez twarzy" o genealogicznym drzewie naszego wodza jest właśnie taką perełką na moim blogowym torciku. Już sama geneza słowa: "genealogiczne", która mnie się kojarzy z oczywistym brakiem logiki genetycznych idiotów, mówi sama za siebie. Ale "wszechwiedzący" elektorat pislandii połknie ze smakiem każde gówno wydalone z prawicowych trzewi i poprosi o dokładkę.
W najśmielszych snach nie wyobrażałem sobie, aby znalazł się w kraju ktoś, kogo uda się przekonać do koligacji Kaczyńskich z dynastią Piastów. A jednak!
To największy nonsens w historii świata! Jak źle to o nas świadczy, niech każdy odpowie sobie we własnym zakresie. Mnie jest tylko wstyd. Nie czuję więzi z krajem, który serwuje podobny syf, tworzony przez szkodników na użytek kretynów.      
Mamy dziś jakieś święto. Nie bardzo wiem jakie, ale jest. Będzie ono zapewne kolejnym powodem do narodowych uniesień z pismenami w roli głównej, długaśną listą ich dotychczasowych sukcesów z genialnymi pomysłami na przyszłość.
Pocieszające jest tylko to, że istnieją jednak w naszym opentańczym kraiku jednostki, którym teraz żyje się o wiele lepiej.
Ciesząc się ich szczęściem, pozdrawiam serdecznie intelektualny dół, namiętnie wydeptujący kościelne posadzki i trawę pod Jasną Górą. 
Tego od tokowania ze szczytu drabinkowych szczebli także.
Co bardziej bystrzy obserwatorzy musieli zauważyć, że jego młodzieńczy epizod z bajkami przybrał dziś oczywistą formę psychicznej choroby.
Z niecierpliwością czekam na zawłaszczenie Księżyca.


Dobranoc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz