Rok 803, 9 Sierpnia. Ateny
Niemal na rękach pałacowego lekarza, Kaczoropulosa z Salonik, oddaje ducha cesarzowa Irena, żona Leona IV. Żadne wiarygodne źródła nie podają, czy dlatego oddaje ducha, że była żoną Leona czy że na rękach Kaczuropulosa, ale do dziś nie została kanonizowana.
Tak czy owak...
Kaczoropulos po owym incydencie znika na lat dwadzieścia cztery objawiając się (ni z gruchy, ni z pietruchy), w roku 827 w Tesalonikach (Słusznie kombinujecie, to dzisiejsze te Saloniki), dokładnie na pół pacierza przed narodzinami pewnego małego Konstantynka, w przyszłej Konstantynkowej chacie. Poród kończy się sukcesem. Wzrok niemowlęcia pada na rodziców, sześcioro rodzeństwa i lekarza Ireny, po czym dziecko łapie pierwszy oddech i zaczyna płakać. Tym razem także nie ma zgodności dlaczego płacze, ale dzieci tak mają.
- To dobry znak - rzecze Kaczoropulos - zostanę z wami i nauczę wasze dzieci pisać i czytać.
- Dzieki ci! - woła matka - Naucz je czegoś nowego!
Konstantynek, syn Leona (sic!) dorasta pod jakże właściwą opieką niemal do pełnoletności. Kaczoropulos wprawdzie sam ani czytać ani pisać nie umiał, ale od czego jest wyobraźnia. Tworzy nowe litery, gramatykę, ortografię i nadaje najmłodszemu uczniowi ksywę Cyryl, bo czuje przez piórka, że cyrylica zabrzmi kiedyś lepiej niż Kaczoropolusica.
Nauczyciel znika.
Rozsławiony osiągnięciami pojawia się po latach w zachodniej Germanii, dokładnie w roku 885, by koronować swojego wieloletniego przyjaciela Karola na króla. Po trwającej siedemnaście tygodni pokoronacyjnej uczcie, chudy jak szczapa Karol, otrzymuje przydomek: Otyły.
Karol Otyły, pod nadzorem Kaczoropulosa, jednoczy niebawem królestwo Franków.
Jednak żądny, acz mocno leciwy już poszukiwacz przygód i lekarz z Salonik w jednym, pruje co koń wyskoczy na Wyspy aby przyłączyć się do morskiej wyprawy znanego angielskiego podróżnika, Wulfstana. Żeglują z Hedeby na wschód. Siódmego dnia jednak gigantyczny sztorm wyrzuca łajbę na brzeg w okolicy portu Truso w kraju Wenedów.
- Ale tu ładnie! - wrzeszczy Kaczoropulos wypadając za burtę - A ten gród przed nami! Nadaję mu nazwę: Elbląg! Zostaję tu Wolfusiu. Chcesz to płyń se dalej, ale płyń na wschód! Tam musi być jakaś cywilizacja!
Kaczoropuls wylazł z wody, zrzucił mokre odzienie, uwalił się na trawie i pomyślał:
- Czas się ustatkować. Założyć rodzinę, spłodzić jakieś potomstwo... Dość życia na walizkach!
Jak pomyślał, tak zrobił.
Wrodzony talent do języków obcych pozwolił mu w dwanaście pacierzy poznać język nieznanego sobie ludu, a śniada cera i powalające sto sześćdziesiąt cztery centymetry wzrostu sprawiły, że na wszystkich mógł wreszcie patrzeć z góry.
Konglomerat zalet Kaczoropulosa sprawił niebawem, iż stał się on ojcem dwunastki Kaczoropulosowych pociech. Zmarł godnie w roku 959 prolongując wcześniej swojego szwagra, niejakiego Mieszka, na księcia.
Jego ostatnia wyprawa, do Rzymu, zaowocowała nowym papieżem, niepiśmiennym Benedyktem V, któremu, dla jaj, nadał ksywę Grammaticus.
Później było już tylko lepiej, ale o tym w kolejnym odcinku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz