sobota, 20 sierpnia 2016

Prześliczna wiolączelistka

Byliśmy wczoraj na koncercie "Skaldów". Z przykrością stwierdzam, że był to jeden z najlepszych koncertów, od wielu lat, na jakim byłem. Czemu z przykrością? Bo oni grają ze sobą już pięćdziesiąt jeden lat i chyba najwyższa pora, aby powstał zespół im dorównujący! Chociaż jeden! Żeby się wreszcie narodził muzyk i kompozytor klasy Andrzeja Zielińskiego czy Seweryna Krajewskiego... Może już pora, aby jakaś umuzykalniona rodzina, mając wreszcie swoje wyśnione 500+, przestała robić dzieci po pijaku na schodowej klatce, bo to ewidentnie psuje płodowi większość zmysłów?
Może wyjdę na marudę, bo przecież Skaldowie to żaden zespół mojej młodości, bardziej mojej mamy, więc pozornie nie mam za co ich lubić i bardziej powinny mnie kręcić kawałki z epoki środkowego Gierka, ale...
W muzyce wszystko zmienia się szybko i, moim zdaniem, tylko na gorsze.
Śmiesznie ufryzowane czupryny Travolty i Olivii Newton-John z musicalu "Grease" jedynie mnie śmieszą, choć muzyka całkiem fajna.
Lata osiemdziesiąte i Młode Tłoki to kompletna porażka.
Był oczywiście nieśmiertelny "Queen", którego do dziś słucham na kolanach.
U nas brylował dobry Perfect z Lombardem, ale to wszystko cholernie mało.
O latach dziewięćdziesiątych prawie nie piszę, bo się kompletnie na tym nie znam, ale boję się, że wówczas zaczęła śpiewać Britney Spears i Celine Dion; nam dał się, chyba, we znaki początkujący Myslovitz i Formacja Nieżywych Schabóf.
Nowe tysiąclecie zaowocowało kompletnym zaprzestaniem śpiewania. Teraz się melorecytuje. Właściwie do się gada, żeby nie powiedzieć: pieprzy kocoboły.
Przejęte z amerykańskich slumsów biadolenie niepiśmiennych członków narkotykowych gangów zmieniło muzykę w jednostajne: tram tam tam, tram tam tam, w które wplata się częstochowskie rymy.

Jak to napisał Bułat Okudżawa: "Cóż, każda epoka ma własny porządek i ład."
Kwestia długości owej epoki...
Oby ta ostatnia trwała jak najkrócej.
Na tle tej mojej, subiektywnej rzecz jasna retrospekcji, "roztańczone dziadki" (cytat) ze Skaldów są dziś niczym arka przymierza.
Bo nie ma nikogo, kto by w roku 2016, będąc na ich koncercie, nie zaczął nieświadomie przytupywać, podśpiewywać i składać dłonie do burzliwych oklasków.
Jak ja żałuję, że złamałem sobie palca i nie mogę grać na gitarze, bo z pewnością już wczoraj wieczorem zacząłbym fałszować:
- Dziś prawdziwych cyganów już nie maaaaaaa,
  cztery kąty i okna ze szkłaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!
Bo to też napisał Andrzej Zieliński.
Pełen szacun.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz