czwartek, 18 stycznia 2018

Historia chrześcijaństwa. Odsłona druga

Dwa miesiące temu opublikowałem wpis pod tytułem: "Przeczytajcie to z uwagą do końca", w  którym przedstawiłem suche fakty z dziejów chrześcijaństwa. Data i co się wówczas zdarzyło. Wydawałoby się, że to kompletne nudy...
Przeczytano go sto piętnaście tysięcy razy.

Życie postów jest krótkie. Trwa zwykle dwie lub trzy doby i topi się w powodzi kolejnych. Rozumiem to. Świat codziennie dostarcza nam tylu nowych informacji, że rajcowanie się "starociami" sprzed tygodnia zakrawa na idiotyzm.

Na szczęście nie zawsze tak jest. Prawdy oczywiste się nie starzeją.
Wracam więc dziś do tej samej opowieści.
Dzisiejszy post będzie długi, nudny i tylko dla wytrwałych.
Najsilniejszych zapraszam do lektury...

Pewna moja była znajoma z Facebooka, imieniem Violetta, jest ciężko zdziwiona, że jej wątpliwości wobec osoby Jurka Owsiaka napotykają na coraz wyższy mur niezrozumienia. I co rusz kolejny  bezmyślny ciołek wywala Violettę z grona znajomych. Duma Violetty nieustająco na tym cierpi, a jej umalowane paznokcie cyklicznie o tym informują pozostałych jeszcze znajomych.

Ośmieliłem się odwiedzić facebookową stronę Violetty...

I cóż możemy tam dostrzec?

Niekończący się szereg zdjęć obrazów matek z dzieciątkiem symbolizujących, tak myślę, matkę Jezusa z owym na rękach. Wiele z nich to fotografie malarskich dzieł sprzed wieków. Często nawet ładnych.
Zanim się jednak na ów sielsko-anielski widok rozpłaczę, zerknijmy do historii malarstwa...

Artyści sprzed wieków nie cierpieli od nadmiaru chętnych do pozowania matek z dziećmi. Musieli wykazywać się kreatywnością. Gdzie zatem szukali ładnych i chętnych do pozowania kobiet? Ano w kręgach zaprzyjaźnionych prostytutek. To ich twarze zdobią dziś większość świętych obrazów i to do nich składają modły moherowe bereciki.

Nie mam nic do prostytutek. To szalenie niewdzięczny zawód skazujący częstokroć kobiety na wieczne potępienie. To zdumiewające jak długo opiera się próbie czasu. Niebagatelną rolę odgrywa w nim także prezencja. Jeżeli więc lubicie się modlić do świętych obrazków, to miejcie także i ten fakt na względzie.
Jedźmy dalej.
Na starożytnym Bliskim Wschodzie krzyż był znakiem przynoszącym szczęście. Nie wiem dlaczego, ale tak było. Kiedy, dużo później, zaczęto go używać do przybijania do niego przestępców, stał się symbolem hańby i upokorzenia. Stosowano go w Asyrii, Mezopotamii i Persji w czasach, w których
Jezus nie był nawet w najdalszych planach. Do Europy zawitał trzy wieki przed naszą erą za sprawą Aleksandra Macedońskiego zwanego dziś Wielkim. Pewnie z powodu wymordowania znaczącej części ludów od Azji na zachód.
Krzyż, jako symbol wiary, pojawił się za sprawą pewnej wizji cesarza Konstantyna w roku 312 naszej ery. Krótko później jego matka, jakżeby inaczej, św. Helena, w jakiś cudowny sposób odnalazła jezusowy krzyż podczas swojego wypadu do Ziemi Świętej. Kult krzyża się wreszcie rozpoczął. Trochę poniewczasie, ale... chcieć to móc. Zainteresowanych modlitwą do kawałków połamanej celulozy odsyłam do Brukseli, Rzymu lub Paryża. W Polsce zaś na Łysą Górę, a także do Lublina, Krakowa, Warszawy...
Gdyby tak zebrać do kupy wszystkie pozostałe drewniane relikwie, to pewnie zabrakłoby gwoździ. Odwiedzających Łysą Górę życzę 594 metrów objawień.

Wracam chwilowo na ziemię.
Ta zakała ludzkości i kupa lewackiego gówna, Jerzy Owsiak, żyje tu i teraz. Można go nawet zobaczyć w telewizji i posłuchać w radio. Można z nim również się spotkać.
Inicjatywa WOŚP nie tworzy żadnych cudów i nie ma ambicji, aby napisać o nich biblię. Po prostu pomaga.
Jeżeli pomaganie bliźnim współczesny kościół uznaje za coś złego, to cała historia chrześcijaństwa bierze zwyczajnie w łeb. Na cóż bowiem cała ta legenda o ratowaniu ludzkości kosztem życia Jezusa? Chyba, że tylko jego życie i śmierć są ważne.
A co z tymi, którzy w grzechu niewiedzy zmarli przed Jezusem?

Jak to dobrze, że mamy Violettę, która wprawdzie niczego nigdy nikomu nie wyjaśniła, ale potencjał ma. Podobny do padającego właśnie śniegu. Albo stopnieje do rana, albo nie. Falenica kontra Otwock.
Powiedzcie mi...
Jak mamy się dziś zachować, kiedy jakiś prawdziwy Polak, z wytatuowanym na jajcach znaczkiem onr, da nam na ulicy w mordę i skopie naszą wątrobę?
- Och bejbe! Przebaczam ci! Jebnij mnie jeszcze po nerach. I w śledzionę! Z kopa!
- O tak!
- Jesteś boski!
Powiedzmy to wreszcie sobie otwarcie. Przyzwolenie czynienie zła prowokuje do kolejnego, a odpuszczanie win winowajcom jest najgłupszym pomysłem w historii ludzkości.
Bo z chrześcijaństwem jest jak psią kupą. Albo się w nią wdepnie i zostawi na butach, albo ominie. Polecam omijanie.

Nie znam żadnej publicznej osoby, która nie byłaby narażona na krytykę. Do pewnego stopnia odczuwam to także ja. Kiedyś ktoś mi napisał:
- I czym się baranie chwalisz? że masz na swoim blogu 144 obserwatorów?
Jezus miał tylko dwunastu... Jestem więc dwanaście razy lepszy!  
Jakie to szczęście dla chrześcijan, że bóg nie wymyślił iphonów dwa tysiące lat temu. Widocznie, w swojej nieokiełznanej mądrości, przewidział skutki sfilmowania prawdy... Jeżeli była jakaś prawda!

Czasem zazdroszczę ludziom wierzącym ich wiary. To takie łatwe wyrzucić komuś do ucha swoje winy i dalej czuć się bezkarnym i głupim. Efekty obserwujemy na co dzień. Cały rozmodlony pis jest tego dobitnym przykładem. Pomodlą się, walną pięścią w serce, i chociaż ten jedyny raz przyznają się przed samym sobą:
- Mea culpa! Mea maxima culpa!
Po czym włożą swoje osrane glany, aby dalej kopać nasze wątroby.

Serdeczne dzięki dla pani Violetty, która uświadomiła mnie, że wśród swoich znajomych wciąż jeszcze znajduje się grupa podobnych do niej, intelektualnych, popaprańców bożych.
Zaś osoby obdarowane łaską bożą proponuję ukrzyżowanie Zuckerberga. Po cholerę wam Facebook skoro porozumiewacie się wyłącznie przy pomocy pierdnięć i stepowania?
Jak to napisał mój mistrz, Kurt Vonnegut.
Nie tak zaplanowałem dzisiejszy wpis, ale znów górę wzięła moja wrodzona cholera.
- Mea culpa!






Bóg jest z wami!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz