środa, 7 lutego 2018

"Grono naszych znajomych"

Zaczyna się jakoś tak:
Otwieramy sobie konto na Facebooku. Wysyłamy zaproszenia do koleżanek i kolegów, z którymi znamy się osobiście. Część z nich nas olewa, a część nie. Z tej pozostałej grupy tworzymy sobie listę przyjaciół. Po kilku miesiącach okazuje się, że osoby, które onegdaj uważaliśmy za godne naszej przyjaźni, przestały nimi być, a z biegiem lat nasze drogi rozeszły się na tyle daleko, że nie mamy ze sobą o czym rozmawiać. Wspólna korespondencja ustaje, a w nas rodzi się frustracja.
- Przecież kiedyś to była taka fajna dziewucha! Mogliśmy porozmawiać na tysiąc różnych tematów, a ona pisze dziś wyłącznie o kotkach...
I w każdym kolejnym wpisie atakuje...
- Przecież kotki są takie fajne! Weź jednego do domu! Kleofas i Dajana ciebie czekają! Ja mam w domu już sześć!
I jakbyś się nie starał zagaić inny temat, sprawa Kleofasa powraca jak stary weksel. Po kilku tygodniach mamy tego dość; wszak nie dla każdego ludzia doczesny żywot każdego kota jest najważniejszą sprawą jego życia.
Osoba, którą kiedyś lubiliśmy, zwyczajnie zaczyna grać nam na nerwach i korespondencja ustaje.

Nasza natura zaczyna się jednak buntować, no bo jak to? Siedem miliardów ludzi na świecie, a ja mam tylko dwunastu znajomych?!

Ale od czego jest Facebook, który codziennie wysyła do nas informacje w stylu:
- Osoby, które możesz znać...
I przyłącza listę osób, o których istnieniu nigdy nie mieliśmy pojęcia.
Nasza potrzeba kontaktów bierze górę nad rozsądkiem i zaczynamy uprawiać bicie rekordów w ilości "swoich znajomych".
I cóż z tego, że połowa z nich to Brazylijczycy, a nasz kontakt z językiem portugalskim jest zerowy?

Ale nic to!
Dopiero pięciuset?
Walimy więc dalej.
Trzystu nowych z Argentyny! Zajebiście!

Opamiętanie przychodzi z czasem.
Szybko okazuje się, że z pierwszym tysiącem znajomych nie kompletnie mamy o czym rozmawiać, a każdy kolejny lans nieładnej dziewczyny z brazylijskiej faweli przyprawia nas o mdłości.
Wypada więc wrócić do Europy, a najlepiej do Polski...

Wierzcie mi! Przeszedłem ten etap!
Ale i tu czai się na nas moc niebezpieczeństw, bo internauci z naszego kraju cierpią na podobne schorzenie.
Za wszelką cenę chcą się bowiem wylansować!

I musi minąć kolejny rok, aby do naszej świadomości wreszcie dotarło, że pokaźna część użytkowników Facebooka istnieje tutaj wyłącznie po to, aby przekazywać nam swoje głęboko  poukrywane fobie.
Nie chcemy o nich słuchać! To robota psychiatrów. 

Musze być teraz bezwzględny...
Jeżeli nie macie o czym pisać to, po prostu, nie piszcie!
Zrozumcie to wreszcie!

Takich to właśnie "moich znajomych" systematycznie ostatnio wywalam. Ludzie opętani pisaniną na każdy temat są bowiem bardziej nudni od próby policzenia ziarenek piasku na Saharze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz