środa, 21 lutego 2018

Poczet największych wariatów

Dziś będzie o wariatach, ale, na początek, mała dygresja...

Wszystkie moje wpisy na blogu opatruję jakimś zdjęciem. W większości mają one za zadanie  wprowadzić w temat i przyciągnąć do lektury. Same w sobie nie są żadnym tematem przewodnim. Proponuję więc najpierw przeczytać, a dopiero później komentować.
Z góry dziękuję.

Odsetek ludzi z zaburzeniami psychiatrycznymi jest raczej stały. Tak samo jest z ilością Żydów, alkoholików, ludzi o homoseksualnej orientacji, rudzielców czy leworęcznych.
Przynajmniej w Europie.
W Afryce statystyka odnotowałaby przewagę czarnoskórych, w Izraelu Żydów, a na Saharze Zachodniej - wielbłądów; wariatów wszędzie jest, mniej więcej, tyle samo.
Z jednym wszakże wyjątkiem...
Oczywiście...!

Przez króciutki czas ujeżdżałem hybrydową Toyotę Auris, która miała ogromny wyświetlacz z milionem funkcji. Jedyną jego zaletą była ciągła potrzeba wysiadania celem wyczyszczenia kamery cofania, bo widok przez tylną szybę był beznadziejny, a lusterka wielkości orzecha. Reszta funkcji była kompletnie nieużyteczna w trakcie jazdy. Jakieś statystyki, equalizer...

Komu to potrzebne?
Trzynastolatkowi?
Żeby zrobić głośniej radio, to w busie mam taką wielką gałę, która się kręci w obie strony. W prawo głośniej, w lewo ciszej. Po cholerę mi gmatwać sobie w czasie jazdy rozum grzebaniem w czymś, co kosztuje kilka tysięcy i wyłącznie wkurwia?
Na szczęście jeździłem z żonusią, która siedziała z nosem w instrukcji obsługi i informowała mnie do czego służy kolejne gówno.
Nie bez kozery ktoś wymyślił powiedzenie: Toyota, a w środku idiota. 
Bez urazy. To niezłe auto dla trzęsących się emerytów.
Po przejechaniu kilkuset kilometrów pomyślałem jednak, że idea wielkich wyświetlaczy z wbudowanym komputerem jest całkiem niezła.

Niestety, obecna technika nie powala na zamianę czoła w ciekłokrystaliczny wyświetlacz informujący ogół o możliwościach jego właściciela. A szkoda, bo mogłoby się okazać, że do większości przewidzianych w takim programie funkcji, dostępu zwyczajnie nie ma.
I tak sobie teraz myślę, że niemałej części ludzkości przydałaby się druga osoba, najlepiej umiejąca czytać, do obsługi tej pierwszej.
Nasza niedaleka przyszłość może bowiem wyglądać jakoś tak:
- Zanim pójdziesz Jarek kupić chleb przełączę, cię na plik "zakupy". Tryb: "do przodu". W podcaście "zapłać" masz opcję "portfel". Wybierzesz:  "daj 10 złotych i poczekaj na resztę". Kiedy włączy ci się tryb "cofaj!" i usłyszysz głośne pikanie - wytrzyj kamerę i kieruj się DżiPiEsem z hasłem: "dom". Co pewien czas sprawdzaj czy nie kieruje cię on do najbliższego domu wariatów, albo do domu spokojnej starości.

Technika zasuwa z taką prędkością, że ani się obejrzymy, a nie będziemy się mogli nawet podetrzeć bez instrukcji.
I tu mam kolejny genialny plan na zastosowanie mojego pomysłu.
Proponuję pislamistom zatrudnić dobrego programistę-inżyniera, który zamontuje w dziurach po ich mózgach jakiegoś czipa z oprogramowaniem i dotykowym wyświetlaczem powyżej brwi. Twarde łącze z Żoliborzem, poprzez jakieś wi-fi, pozwoli wybitnemu znawcy technik różnych, a zwanego przeze mnie DżejKej, uchronić grupę jego wyznawców przed zbiorowym samobójstwem na jego widok z jednej strony, a z drugiej... na prostą formę wysyłania wytycznych na kolejną godzinę ich życia. 
Bo chyba nie ma nikogo, kto miałby choć cień wątpliwości, że bez instrukcji nikt z nich nie trafiłby sam do kibla. 
Widzicie jakże inspirująca może być jazda samochodem dla idiotów?! Trzeba tylko odpowiednio długiej trasy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz