Zacznę może tak...
"Lubię piosenki,
I różne inne dźwięki,
Szczególnie jak mnie co wzruszy,
Rzuca mnie się na uszy!"
Dziś żadna piosenka na moje uszy się nie rzuciła. Nie porwała mną również wstrząsająca ponoć wiadomość o porannym wyprowadzeniu z domu Władka Frasyniuka w kajdankach. To tylko kolejny dowód na rosnącą schizofrenię w szeregach, do cna skomunizowanych, działaczy pislandii. Uważni przeglądacze zauważyli zapewne ironiczny uśmiech na ustach Władka w trakcie aresztowania. To czysta głupota, bo Frasyniuka już jutro będą zmuszeni wypuścić. Olać to.
Mamy dziś dwa nakładające się na siebie święta.
Pierwszym jest "środa popielcowa", a drugim - "dzień zakochanych".
To jest właśnie woda na mój dzisiejszy młyn, bo bardziej surrealistycznego zestawu świąt trudno sobie wyobrazić.
To właśnie ta pieśń gra mi w uszach od samego rana, bo jak to z sobą połączyć?
Z jednej strony mamy bowiem święto jakiegoś błazeńskiego umartwiania się (nie wiem w imię czego...), a z drugiej amerykańskie "dolce vita". Z jednej strony musimy umyć sobie łeb po posypaniu go popiołem przez kościelnego świra, a z drugiej go umyć, by nie zrazić swojej oblubienicy posiwiałą fryzurą.
Właśnie wyobraziłem sobie dzisiejszą wieczorną rozmowę w domu Terlikowskich...
- Pani żono... - rzecze Tomasz - Czy w ramach walki z potencjalnym rakiem szyjki twojej macicy byłabyś skłonna odbyć dziś ze mną, już po raz piąty w naszym związku, całkowicie moralne i zgodne z nauką kościoła, życie seksualne?
Hmmmm... - pomyślała Małgorzata - Mąż chce, dzieci chcą, a ja nie.
Głośno zaś powiedziała tak:
- Doprawdy to już cztery razy? Byłam ci ja rano w toalecie sprawdzić sobie śluz. I byłam ci ja takoż wieczorem. Śluz nie był błyszczący, ani rozciągliwy i bóg orzekł, że jestem dziś bezpłodna. Lepiej spraw sobie lodowaty prysznic.
- Ależ oczywiście moja pani żono. Jak ty umiesz znaleźć wyjście z sytuacji, z której nie ma wyjścia! Bóg z tobą! A potem poczytam o życiu seksualnym chrząszczy.
- Ale obiecaj mi, że będziesz grzeczny! Przy okazji umyj włosy, bo zapieprzyłeś popiołem dywan.
Może teraz coś o Kaczyńskim?
Nie! Az tak nie chcę Wam zohydzić dzisiejszego wieczoru.
Bo co by nie powiedzieć, to "Dzień Zakochanych" nikomu krzywdy nie czyni. Ludzie się częściej całują, uśmiechają się do siebie jakoś ciut radośniej, zjadają bardziej wykwintną kolację i obdarowują się prezencikami z serduszkiem. Nikomu zatem nie wadzą. Po cóż więc się tego święta czepiać? Że importowane? I tak lepsze od hamburgera z amerykańskim majonezem lub kupą skrzydełek siedemnastej świeżości.
Otwórzcie więc dobre winko (tak jak my...), wymyślcie coś niebanalnego do zjedzenia (tak jak my...) i dajcie sobie namiętnego całusa (to też!). Życie jest zbyt krótkie, by się nad sobą wyłącznie pastwić.
Całusy dla Wszystkich!
Darek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz