sobota, 17 marca 2018

Gorące 30 minut Jamiego

Ludziska!
Jest sobota!
Oderwijcie się od polityki!
Chlapnijcie drinka, lub idźcie do kina (uwaga, bo ślisko!), albo, skoro już i tak siedzicie przed kompem, to usiądźcie wygodniej i poczytajcie...

Moja żonusia, bezustannie najukochańsza na świecie, jest fanką Jamiego Oliviera, angielskiego kucharza, którego nawet lubię, ale też i nie znoszę za gigantyczną ilość wypowiadanych w trakcie gotowania przymiotników. Ponoć jednak kucharz z niego genialny. Nawet nie ponoć, bo jadłem w jego knajpie i gdyby mięso nie było ciut twarde i przeczosnkowane...
Nie ważne.
No ugotujmy coś po, hmmm... olivierowsku. Najlepiej w kwadrans, bo geniusz czasu się nie boi.
Muszę jeszcze dodać, że Jamie ma ostatnio fazę na oszczędzanie bezmyślnie wyrzucanych produktów. Może i ma trochę racji. Będę więc i ja próbować oszczędzać.

Subtelnym krokiem podchodzimy do naszej wyśnionej lodówki i miękkim ruchem uchylamy lśniące drzwi. Nasze chabrowe oczęta dostrzegają przepiękny widok kolorowego wnętrza, a w nasze kunsztownie wyprofilowane noski wpada cudowna woń najwspanialszych i najświeższych produktów z niebiańskiego ryneczku opodal. Nagle... A cóż to?
To zamrożony chleb!
Krasnolice plasterki nieziemskiego pieczywa swój upojny żywot świeżości mają już wprawdzie dawno za sobą, ale to one posłużą nam, jako podstawa stworzenia bajkowej potrawy. Zdumiewająco szybko dostrzegamy, spod swoich anielskich rzęs, cztery, niematerialnie wręcz urocze nóżki po pieczarkach i wczorajszy, posągowy, budyń.
No to podstawa już jest!
Zniewalające slipy, otulające jeszcze przed chwilą nasze tak pełne wdzięku krocze, przerywają gumkę i, lotem koszącym, spadają pod bufet.
Kokieteryjnym ruchem wkopujemy je głębiej i bierzemy w dłoń zeschniętą, acz jakże cudowną kromkę zamarzniętego chlebusia.
Teraz przydałaby się nam fenomenalnie naostrzona dzida, przy pomocy której wypieprzymy w chlebku idealnie okrągłą dziurę.
- Po co idealną? - Jesteśmy perfekcjonistami.
- Po co dziurę? - Bo dziur nigdy za dużo!
- Po co wypieprzymy? - No comment...

Z braku dzidy proponuję wycieczkę do sejmu. Tam jest ich co niemiara. Sęk w tym, że wszystkie tępe. Zakup szlifierki kątowej i odpowiedniej tarczy byłby wskazany. Ale to już Castorama.
Na wczorajszym budyniu układamy plasterek zmrożonego chleba i walimy w to jedenaście razy gumowym młotkiem.
Nie pytajcie się czemu gumowym!
W rozkwaszony budyń utykamy cztery najcudowniejsze nóżki pieczarek i wkładamy do mikrofali na czternaście minut.
- Czemu na czternaście? - Bo to wszystko, o czym napisałem powyżej, zajmie średnio mądremu szympansowi minutę.
No to teraz tylko ziarnka kolendry, czosnek, łycha miodu, jałowiec, szklanka anyżówki i cynamon.
Smacznego!
 
Do tego doprowadziło nas 123 lata rozbiorów. Dla pragnących schudnąć proponuję mój przepis powiesić sobie na lodówce.


P.s.

MBD... czy jesteś ze mnie dumna?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz