wtorek, 13 marca 2018

Bez gorzały ani rusz...

Jest taki jeden post, którego pisanie kompletnie mi nie idzie. Podchodzę do niego pewnie już z dziesiąty raz i klapa. Niby wszystko z nim jest ok, jest zabawny, nawet trochę odkrywczy, ale nie umiem go odpowiednio zacząć, ani skończyć. Zwykle pisanie postu zajmuje mi najwyżej półtorej godziny, a z tym męczę się już przeszło tydzień. Coś nie czujemy między sobą chemii.

Podobnie do pewnego prokuratora, który najebany wsiadł do auta i spowodował wypadek. Na szczęście mamy sąd najwyższy, który dopatrzył się, powtórzę to, w najebanym prokuraturze, okoliczności łagodzących.
Co to za okoliczności?
Ano takie, że biedak był tak przejęty czekającą go tego dnia sprawą, że nawalił się całkowicie nieświadomie, i bez świadomości, to akurat rozumiem, wpełzł do swojej gabloty, aby pojechać do sądu i sądzić w imię ojca syna i ducha świętego, kurwa, amen.
A że po drodze kogoś przejechał...  Nieistotny szczegół.
- "A my jesteśmy na ziemi, chodzimy twardo po ziemi i będziemy starali się się pomagać i robić wszystko, aby naszym ludziom żyło się źle" - powiedział przed kamerami, wcale nie najebany Duda od Solidarności.
Pamiętacie wypowiedź Zycha w sejmie? i jego oświadczenie?
Przypomnę...
- Nie po raz pierwszy staje mi... - oklaski - przed izbą...
A może słowa boga pisu, bezlitośnie zamordowanego na rozkaz Tuska w Smoleńsku...
- Jak można tak mówić? (Głos z tłumu).
- Panie! Spieprzaj pan! Oto panu powiem! Spieprzaj dziadu!
A może pamiętacie Kwaśniewskiego w Katyniu?


Do tego posta, który tak źle idzie mi pisać, powinienem chyba dostawić jakąś flaszkę dobrze  zmrożonej gorzały i dwa kiszone ogórki. I plasterek salami gdybym miał ochotę czymś zagryźć, bo ogórki to chyba tylko się wącha
I co? Można? Piętnaście minut i po bólu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz