Mąż wraca do domu...
- Gdzie byłeś?
- Grałem z Witkiem w szachy.
- To czemu czuć od ciebie wódę!
- A co ma być czuć? Szachy?
Ze świętami jest trochę podobnie. Świętowanie bowiem poprzedza długi ciąg czynności, które ze świętowaniem nie mają wiele wspólnego.
Mój syn przysłał mi dziś swoje uśmiechnięte zdjęcie ze skończoną pracą pracą doktorską, na którą ciężko pracował trzy i pół roku. Jestem z Niego cholernie dumny, bo to pierwszy doktor w rodzinie.
Ponieważ to jest mój blog, a każdy wpis zależy wyłącznie ode mnie, pozwolę sobie go zadedykować dla mojego Łukasza.
Cztery kraje, dwa kontynenty i dziesięć lat, od początku jego studiów, pracował na swój doktorat. Właściwie bez wakacji i urlopu. W międzyczasie został magistrem inżynierem biotechnologii i doktorem chemii. Czuję się przy nim Neandertalczykiem.
To cholernie ważne, aby nasze dzieci były mądrzejsze od nas! Obowiązkiem każdego pokolenia jest bowiem nieustanny rozwój; tylko on daje szansę na utrzymanie quo vadis kolejnych pokoleń.
Musimy się rozwijać, inaczej polegniemy w oparach absurdu serwowanych nam codziennie przez pisowskich trolli.
Równanie w dól nie jest żadnym rozwiązaniem, bo rodzi ono jedynie nacjonalizm, ksenofobię i faszyzm.
Powiem to najbardziej otwarcie jak tylko można...
Pierdolcie cały pis i kler!
Nie może być bowiem tak, aby klika opętanych kretyńską ideologią wszarzy uzurpowała sobie prawo do cofania osiągnięć naszej cywilizacji.
Mam dziś powód do bycia dumnym. I chrzanię ostatni tydzień jeżdżenia na szmacie. W chałupie pachnie czystością, a mój syn został doktorem.
Pokoloruję jutro jajka i ugotuję barszcz.
To pierwsze święta od wielu lat, przed którymi nie targa mną cholera.
Łukasz! Jesteś wielki!
Dziękuję.
P.s.
A gdyby, jednak, targały kimś co do tego wątpliwości, to wiedzcie, że w Sosnowcu jest Biuro Informacji Turystycznej i zawsze można mieć dokąd pojechać, by móc się dotlenić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz