piątek, 30 października 2015

Dym, giwera i duże niebieskie oczy

Jak to miło zasiąść do wreszcie do obiadu. I cóż z tego, że jest 21,20? Obiad to obiad, jak inteligentnie zauważył Roch Kowalski mając wprawdzie na myśli swojego wuja, imć Zagłobę, który był dla niego takim wujem, jak ze mnie jest perski dywan, ale nie ważna płeć - ważne uczucie. Monty Python rządzi!.
Always look on the bright side of life!
I tego się trzeba trzymać!
Najzabawniejszym epizodem dzisiejszego piątku był widok wywijającego orła policjanta na schodach komendy, po którym siarczyście zaklął. Widząc moje rozbawienie, za które oczywiście przeprosiłem, uśmiał się także.
Od razu zaznaczam, że nie popełniłem żadnego przestępstwa, a jeśli nawet, to po jasną cholerę miałbym zaraz grzać na komisariat i denuncjować samego siebie?
Przypadek.
Za to policjantki są przemiłe i noszą u paseczków, na smukłych bioderkach, ogromne giwery, które zrobiły na mnie jeszcze większe wrażenie niż piruet dzielnicowego. Znów nie wiem czy mam na myśli paseczki czy biodra...
Może zresztą nie był to dzielnicowy, ale nie znam innych funkcji i stopni w naszej policji.
Wczesnym rankiem zobaczyłem malutką dziewczynkę z tornistrem wymalowaną na buzi jak wampir.
Halloween!
Łukasz przywiózł z USA jakiś interes do wycinania w dyniach różnych dziwactw, ale ja nie mogę go znaleźć. Jak się spytam o to żonusi, to zaraz dostanę joby, że ja to nic nie wiem i jestem niekompatybilny z kompatybilnymi, takimi jak choćby żonusia. Wolę więc nie ryzykować. Na wszelki wypadek połączyłem brak sił z puszką Okocimia i jest to jedyny powód, dzięki któremu jeszcze piszę. Bo tak ogólnie to ledwo patrzę na oczka. Chapnę zatem jeszcze kawałek zimnego kalafiora, dopiję bronka i spadam w objęcia Morfeusza z nadzieją jakiegoś mokrego snu o kajdankach, gazie łzawiącym i sześciostrzałowcach erotycznie zsuwających się po ciasno opiętych dżinsach. Gotowych do strzału, odbezpieczonych...
By by...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz