czwartek, 22 października 2015

Korzenie

Powracam!
Klękajcie narody!
Zaczynam znowu malować obrazy!
No... powiedzmy... obraz.
Odebrałem zamówiony przed tygodniem blejtram i stworzę arcydzieło!
Zawsze marzyłem o namalowaniu obrazu gigantycznych rozmiarów. Ten chwilowo spełnia moje warunki, bo ma 183 cm na 100 cm. To pół dużej szafy...
Powieszę go w pokoju, który ma ściany puste jak bęben i, ilekroć na nie patrzę, czuję się jak zezowaty narkoman na głodzie. Niby coś widzę, ale to jedynie niespełnione wizje. Pustka i marazm. Nie może tak być!
W pierwszym odruchu chciałem namalować kopię obrazu Ajwazowskiego pt. Dziewiąta fala, który w oryginale ma 332 cm na 221 i zapładnia moją wyobraźnię od wczesnego Gierka, a wygląda tak...


...ale zrezygnowałem, bo aż takiej ściany to ja nie mam... Zakrywa je, całkiem ładna zresztą tapeta, która nie pasuje do takich totalnych marynistycznych wizji. Spałem z pomysłem pewnie z rok. 
Będzie abstrakcja. Wiecie...
Myje się nogi i łazi po płótnie. Może puszczę żółwia i rzucę na niego pawia? Niech rozlezie wtorkowy obiad. Jakaś szczawiowa z czerwonym barszczem i krewetkami? I dynia! Koniecznie z pestkami. Malowanie abstrakcji jest proste, ale tylko z pozoru. Obraz, który niczego nie przedstawia, a jednocześnie chce się na niego patrzyć i nie nudzi - to baaaaardzo trudna sztuka. Chcę się z tym zmierzyć i wygrać, bo jeszcze nigdy tego nie robiłem. To nie jest jazda rowerem, trzeba być czujnym w każdym pociągnięciu pędzlem. 
Ale ja lubię wyzwania i nakręciłem się jak szwajcarski zegarek. Tak... Zdecydowanie wracam do malowania. 
Miałem wujka, który zmarł 33 lata temu.  Był bratem mojej mamy i facetem, z którym można było porozmawiać o wszystkim. Był fanem każdej technicznej nowinki na rynku. Fajowy gość. Jestem dziś starszy od niego o dziesięć lat w chwili jego śmierci. On nauczył mnie jak wywołuje się zdjęcia i bezskutecznie próbował nauczyć mnie jazdy motocyklem. Jazda jednośladem to upiorne zajęcie, do którego kompletnie się nie nadaję.
Ale umiem malować obrazy. Umiałem...
Szalenie ciekawią mnie pozostałości moich umiejętności.
Gdyby komuś przypadł do gustu opublikowany obraz, to mu go namaluję pod warunkiem, że ma odpowiednio wielką ścianę!

A tak z innej beczki...

Pojawiły się grzybki na rynku! Trza wsiadać w auto i w najbliższą niedzielę wyjechać do lasu. Wolę wydać pięćdziesiąt złotych na dwa maślaki niż rajcować się wyborami. Już sama nazwa kartonowego pudła per: Urna, kojarzy mi się cokolwiek niezręcznie. Moje ostatnie spotkanie z urną... Dobra, nie ciągnę tego tematu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz