czwartek, 29 września 2016

Ksiądz...

Jak przyjemnie poczytać czasem nasze narodowe epopeje... Łzawe opowieści z gatunku "płaszcza i szpady", w których bohater przez osiemset stron balansuje na krawędzi utraty zdrowia, życia, czci i chwały, a najczęściej wszystkiego jednocześnie.

W takich opowieściach zawsze niebagatelną rolę pełni kościół. To zwykle pośród kleru znajdujemy największych patriotów. Oni są najsumienniejszymi obrońcami ojczyzny i tylko na nich można polegać; jedynie im zaufać...
Tylko oni są bardziej transparentni niż szkło i przezorniejsi od szpaka.
Nie wiem czy szpaki są przezorne, ale pasuje mi to słowo.
Załóżmy, że jestem naiwny i w to uwierzę, ale...
Pisarze klasy Żeromskiego lub Sienkiewicza, których beletrystyka jest wystarczająco sugestywna, aby przekonać tygrysa do przejścia na wegetarianizm, gruntownie mijają się z prawdą, wcale tego zresztą nie kryjąc.
Bo pisarstwo "ku pokrzepieniu serc" miało inne zadania. Wówczas należało wzmóc ciśnienie, takie od pasa w dół, wzmagające ochotę do walki o wolność rozparcelowanego kraju.

Dziś nie ma tego problemu i... tu leży problem!

Prawica wiecznie karmi nas swoim bełkotem wyimaginowanego poddaństwa wobec sadystycznej Unii Europejskiej opanowanej masońskim spiskiem i przesiąkniętej żydowskimi konotacjami.
Starając się stworzyć wrażenie wszechogarniających nas intryg - nakazuje walkę.
Świetnie! Tyle, że walkę z wiatrakami też opisano już przed wiekami. Zainteresowanych odsyłam do Cervantesa...
Konsekwencją tych działań jest wysyp tworów pokroju Międlara, który w swoim chorym umyśle kreuje się zostać kolejnym przeorem Kordeckim.
Nie jestem największym znawcą losów bohaterskiego obrońcy Jasnej Góry, ale wiem, że faszyzujący Jacuś nie godzien jest wyczyścić księdzu Augustynowi nawet butów, że o całowaniu ran jego nie wspomnę. Chciałoby się powiedzieć: jakie czasy, taki Kordecki...
Nie znaczy to wszakże, że przestanę zachwycać się Trylogią, bo wciąż jestem tym samym leżącym pod  kołdrą naiwniakiem, z wypiekami na twarzy czytającym po raz czterdziesty mój ukochany "Potop".
Nie znaczy to również, że moja "naiwność" nie dostrzeże różnicy pomiędzy dobrą literaturą, a obrzydliwym zakłamaniem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz