poniedziałek, 24 października 2016

Łatwiej wygonić babę z baru niż bar z baby...

Nie przejmujcie się pozornie seksistowskim tytułem mojego dzisiejszego wpisu, wytłumaczę się na końcu...
Nasz patriota roku, Antek Macierewicz, tak potwornie mnie wczoraj wpienił, że pozwoliłem sobie opublikować kilka zdań na temat opowiadanych przez niego bredniach, których mamy nieprzyjemność wysłuchiwać w coraz to nowych odsłonach.

Kiedyś nawet starałem się policzyć ile razy zmieniał swoje jedynie słuszne i niepodważalne wersje smoleńskiej katastrofy, ale po siedemnastej dostałem rozwolnienia. Ostatnio ktoś doliczył się ich około trzydziestu. Gratuluję odporności!
Moje podroby są dla mnie zbyt cenne, aby maltretować je bez przyczyny.

Odzew, z jakim miałem, i mam w dalszym ciągu, bo wciąż przychodzą kolejne wpisy, do czynienia, zdecydowanie przerósł moje wyobrażenie o sile oddziaływania tak przecież oczywistych słów. Zwykle publikuję swoje wpisy równolegle w kilku grupach, do których należę. I co pewien czas zaskakujecie mnie aprobatą moich przemyśleń, ale ta z wczoraj przerosła wszystkie poprzednie. Nie wiem, czy mam czuć się dumny... wprawiliście mnie raczej w zakłopotanie.
Na początku starałem się odpowiadać na większość komentarzy, ale było ich tak dużo, ze nie dałem zwyczajnie rady.
Chwilowa popularność jest bowiem zwodnicza. Pojutrze większość zapomni o mnie i moim wpisie, a zacznie ekscytować się czymś zupełnie innym. Doskonale to rozumiem, bo sam robię podobnie. Postanowiłem się więc nie odzywać i czekać przesilenia.
Oczywiście mógłbym zacząć opowiadać teraz o szczegółach z katastrof, z którymi miałem nieprzyjemność się spotkać, ale ponieważ mam na imię Darek i nie zjadłem po katastrofach, wraz z towarzyszami, trzydaniowego obiadu, po którym spieprzyłem salonką z zasłoniętymi oknami do kraju, zostawiam wszystkim margines wyobraźni co do tego, jak wyglądają ludzkie ciała po zderzeniu się z ziemią z prędkością dwustu siedemdziesięciu kilometrów na godzinę...
Niektóre wpisy zresztą o tym mówią, ale nie będę ich cytować.
Diabelnie się  cieszę, że udało mi się pokonać w moim dzisiejszym wpisie swoją własną małość, a jego tytuł potraktować jako delikatny prztyczek we własny noc.

P.s.
Czytajcie mnie czasem, być może jeszcze kiedyś uda mi się napisać coś, co sprowokuje nie tylko do myślenia, ale i do konstruktywnej dyskusji.
I jeszcze jedno...
Moje ukochane parasolkowe kobiety!
To przy Was jest władza! Korzystajcie z niej, bo nikt inny, tak ja Wy, nie potraficie z niej skorzystać!
To Wasza wada, ale i jakże niedoceniana zaleta...
Całuski.
Darek




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz