czwartek, 6 października 2016

Komóry rządzą!

Największą zaletą pisania własnego bloga jest całkowity brak kontroli kogokolwiek w doborze tematów, które można poruszyć. Bardzo sobie cenię taką wolność gdzie jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia.
Bo ja za cholerę nie umiem skupić się na jednym temacie i wałkować go w nieskończoność.
Zaczynam jednak coraz bardziej zazdrościć ludziom, którzy przez całe lata potrafią pisać powiedzmy tylko o... gotowaniu.
Lubię gotować więc i ja czasem o tym coś napomknę, ale żeby codziennie.. o kolejnej wersji gulaszu z cukini? To nie dla mnie. Choćby dlatego, że gulasz składa się z mięsa, cebuli i przypraw, a nie z bakłażana w marchewce. W kwestiach smakowych zatrzymałem się sto lat temu w jakiejś wsiowej chacie za Sieradzem.
Ja dziś jednak nie o tym. Wrócę do mojego wiszącego na ścianie kalendarza, który robi mi chochliki. Jak już napisałem, wczoraj był 5. 10, dzisiaj jest 22.
O! przepraszam, żona odnalazła dalej 14 i wyrwała kilka kartek, więc jednak dziś jest 14, ale spoko, 22 będzie dzień po 17, czy jakoś tak...
Taki mój wiszący i ścienny, schabowy z brokuła.  
Niefrasobliwość składającego na odpowiednie kupki składacza kalendarzy przypomniał mi faktyczne zdarzenie, o którym także już wspomniałem, a mianowicie o 1582 roku, kiedy to papież, Grzegorz któryś tam, urwał ówcześnie żyjącym z żywota kilkanaście dzionków. I po co? Ruscy go olali i do dziś jakoś żyją. Te kilka dni nie robi wielkiej różnicy, a pokręcone karteczki nie mają żadnej mocy sprawczej na nasze życie.
A gdyby było inaczej?
Gdyby tak mieć kalendarz z roku 1582, zerwać karteczkę z piątym października i sru... przenieść się do renesansu? I gdyby każdy polski szlachcic nosił komórę przywiązaną do kutasa?

- "Woźny pas mu odwiązał, pas słucki, pas lity
    Przy którym świecą gęste kutasy jak kity..."

Myślicie, że utęskniony za Litwą Mickiewicz, napisałby Dona Tadejro, gdyby raz na tydzień gadał z rodzinką na Skypie, siedzącymi z nogami zanurzonymi w Wilejce?

A może pan Brzechwa (usz, to Żydzisko!), skleciłby, tak a propos Wilejki, podobnie satanistyczne wierszydło...

"Więc na bacie siedli wierzchem,
Pojechali, a przed zmierzchem
Byli już na Łysej Górze
I na koźlej siedząc skórze
Zajadali mak z olejem
Babulejka z Babulejem."

 ...wysysające resztki dobrego samopoczucia z wymolestowanego właśnie dziesięciolatka po lekcji religii? W żadnym wypadku! Walnąłby raczej coś o Ryanair, albo EL AL najlepiej.
Nie będę dziś ciągnął "tego tematu", ale oczywiste jest, że do niego niebawem wrócę. Muszę Wam wszakże wytłumaczyć rodowód i osiągnięcia telefonii komórkowej, oraz genezę jej powstania i klęski Templariuszy 13 października 1307 roku.
Znaczy z wczoraj... Jak pokazuje mi mój mądry kalendarz.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz