Nasz najukochańszy rząd, z Żelazną Damą na czele, szuka pieniędzy z bystrością skremowanego, który próbuje wydostać się z pogrzebanej urny. Sztandarowy pomysł dofinansowania każdego drugiego dziecka dyszy gruźlicą. Lorelaj Straszydło jakoś zapadła się w sobie, a jej głosik stał się już tak jednostajnie marudny, że gdyby nie pierdzieliła takich głupot, mogłaby robić za anty-dopalacz.
Za chwilę stanie się to, co przepowiadałem rok temu...
Człowiek bez skazy, wódz wszystkich wspaniałych zmian i zafajdany miesięcznik, rozpocznie czystki. Pierwsza odpłynie nudziara. Murzyn zrobił swoje...
Miałem pisać dalej o tych końskich łbach, ale przeszła mi ochota. Nadają "Pana Tadeusza" więc ciągle przerywam i idę pooglądać. Wielka literatura! Wielki film! Wielki Mickiewicz i Wajda! Wielcy aktorzy!
Jak blado prezentuje się większość prawie wszystkiego w obliczu sztuki takiego wymiaru!
"Pana Tadeusza" czytałem w życiu ze trzydzieści razy i jutro zacznę po raz kolejny.
Wstyd przyznać, ale moje pierwsze spotkanie z tym dziełem było porażką (Jakie to dziś modne słowo!).
Wymóg wkuwania inwokacji przez szóstoklasistę to kompletna głupota. Nic tak doskonale nie potrafi zniechęcić do wielkiej literatury jak obowiązek nauczenia się jej na pamięć. Co kogo wówczas obchodziła jakaś Litwa i trzynastozgłoskowiec? Chciało się zobaczyć majtki dziewczyny i pograć w piłkę, a nie czytać wierszydła o parzeniu kawy i bawolich rogach.
Do Mickiewicza dorosłem bardzo późno. W ogóle cały ten martyrologiczno - sentymentalny romantyzm woniał mi nudą. Norwida częściowo zrozumiałem dzięki Niemenowi, Słowacki nie przekonał mnie do dziś. Jak to miło ze strony Fredry, że i on żył w tamtych czasach, bo pewnie uznałbym cały ten narodowy zryw w literaturze za pomalowane na czarno płótno z białą kropką po środku.
No, było coś takiego, ale kogo to obchodzi...
Przyznaję ze wstydem, że i dziś mnie to wszystko zupełnie nie kręci, a narodowe wzwody są mi całkowicie obojętne.
Nie to, że nie czuję się Polakiem, po prostu mnie to nie interesuje.
"Pan Tadeusz" ma jednak ten walor, że potrafi opowiedzieć o skomplikowanych sprawach genialnym językiem z niewielką ilością patosu. Jest antytezą dzisiejszych, sztucznie i głupio rozdymanych czasów.
Zrobiłem się trochę sentymentalnym głupolem, ale całkiem mi z tym dobrze...
Dlatego z przyjemnością oglądam adaptację największego dzieła Mickiewicza za każdym razem, kiedy się na nie natknę.
I jest w tym niewątpliwa zasługa Andrzeja Wajdy.
Niestety, niczego już dla nas nie nakręci. To cholernie smutne. Zmarł wielki człowiek, ale...
...czy aby na pewno zmarł?
Może fizycznie. Jego spuścizna pozostanie na zawsze i będzie towarzyszyć nam w tak przepięknego walca z "Ziemi obiecanej" Wojciecha Kilara.
Zanućcie go teraz ku jego pamięci.
Cześć i chwała panu Andrzejowi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz