poniedziałek, 2 stycznia 2017

Będzie wojna, czyli... najmniej optymistyczny wpis w tym roku...

Nie chcę nikogo straszyć, ale jest to raczej pewne. Trzecia wojna światowa nadciąga wielkimi krokami.Właściwie już się zaczęła... I nie są to moje słowa, a papieża Franciszka.  Kłopot z tą "trzecią" jest jednak taki, że wcale nie muszą brać w niej udział samoloty, lotniskowce czy czołgi. Nie te czasy. Jest dziś wiele innych sposobów wojowania, kto wie czy nie o wiele skuteczniejszych od banalnego zabijania się nawzajem. Wystarczy przecież doprowadzić do sytuacji, w której rozdzielone dziś światy, zaczną się gwałtownie łączyć, gdzie umierająca z głodu i skołatana wojnami domowymi środkowa Afryka, zacznie "na chama" przemieszczać się do Europy tuż za plecami uciekających już teraz Arabów, a my, ci liberalni światowcy, będziemy rozkładać ręce i starać się to wszystko po dżentelmeńsku ogarniać. Przecież właśnie na tym tle rozrastają się na naszych oczach wszelkiej maści szowinizmy. Nie tylko u nas! Stany - Trump, Francja - Le Pen, Austria - Strache... No i oczywiście Orban, Kaczolandia... Ciemnota popierająca tych demagogicznych capów, żerujących na społecznych fobiach, rozrosła się ponad miarę. Chwilowo nie wystarczy krzesanie iskier, aby wszystko wyleciało w powietrze, ale pożary nadciągają z tylu stron, że jest to jedynie kwestią czasu. Liberalizm europejski zdycha; zrobiło się wszystkim zbyt ciepło i przytulnie. Zatracili ostrość widzenia. Świat, w większości, składa się z niedouczonego prostactwa; nasze intelektualne dąsy docierają do niewielu. Docierają do nich komórki i internet, a wraz z nimi obraz idyllicznej Europy miodem i mlekiem płynącej. Wystarczy do niej jedynie dotrzeć...
I cóż z tego, że daleko? Nawet jeśli połowa zginie...
Oni są przyzwyczajeni do strat, walczą między sobą od zarania dziejów i mają zdecydowanie inną tolerancję na ból i krzywdę. W końcu więc dotrą.
Rozumiejąc, każdy po swojemu, taką przyszłość, zaczynamy popierać wszelkiej maści szowinizmy, które mają być na to jakąś receptą. W efekcie tego skłócamy się sami ze sobą, radykalizujemy się.
I wszystko staje się jasne! Granic nie uda się zamknąć na życzenie tej żmii Pawłowicz; żaden zidiociały Macierewicz nie dokona tego również, a Kaczor nigdy nie zdobędzie serc wszystkich Polaków. Niedługo pozostaną przy nim jedynie bezmyślni radykałowie najgorszego sortu, ale ponieważ jest ich u nas tak wielu - musimy się ich obawiać. Świat dąży do odtworzenia, nigdy zresztą nieistniejących "państw narodowych". Kolejny mit. Świat nie rozwija się dzięki zamknięciu się na innych. Wiedzą o tym wszystkie psy i każdy krokodyl w Nilu.
Nie wie tego pislandia. Nie wie tego też ta francuska żmija - Marine Le Pen, nie wie, lub nie chce wiedzieć cała masa podobnych im, faszyzujących trolli z całego świata.
I dlatego, niestety, wojna jest nieunikniona.
Taka ogólnoświatowa wojna domowa.
Napisałem niedawno, że musimy się zjednoczyć i kopnąć w dupę Kaczyńskiego. Pewna osoba uporczywie chciała się ode mnie dowiedzieć jak to zrobić?
Nie wiem jak!
Nie mam monopolu na mądrość, dostrzegam zagrożenia, które zaczynają nas lawinowo zasypywać ze wszystkich stron, a na naukę robi się cokolwiek za późno.
Nie wiem i głupio mi to pisać, ale może rozpowszechnienie mojego wpisu będzie w stanie wywołać jakiś pozytywny ferment? Może spośród Was wyłoni się jakiś mędrzec, który wie jak zbawić dzisiejszy świat?
Tylko na Boga!
Żaden Chrystus!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz