sobota, 21 stycznia 2017

Czasami człowiek musi, inaczej się udusi!

Korci mnie przejechać się kolejny raz po Miśku...
Właśnie zaczyna straszyć pierdlem wszystkich tych, którzy ośmielają się z niego kpić.
Wcale nie wątpię, że duma tego ptysia mocno ostatnio ucierpiała; zapewne nawet bardziej niż podczas masowania antosiowych jąder.
Posłuchaj więc dziecko...
Na szczęście nie moje...
Mam głęboko w dupie twoje groźby.
Jak dotychczas żyjemy w wolnym kraju i żadne prawo nie zakazuje mi drwić z nikogo! Nie obrażam Cię bardziej, niż Ty obrażasz sam siebie! Robienie z siebie wała na cały kraj musi nieść za sobą określone konsekwencje.
Ciesz się zatem, że chwilowo tylko drwimy.
Noś się jednak ze świadomością, że niebawem będziesz musiał spieprzać na San Escobar.
Rezerwuj więc lepiej bilety zamiast nas straszyć, prawniku Ty mój od prawa zwykłego, bo ilość rezerwacji przekroczy niebawem możliwości LOT-u, a z moich wiadomości nieubłaganie wynika, że jesteśmy jedynym krajem we wszechświecie, który wie o jego istnieniu.
Zamiast więc pieprzyć androny - pakuj walizki.
I to wszystko!
I tak nie jesteś wart żadnego słowa, które powyżej napisałem.

Ani liryki Andrzeja Waligórskiego, którego pozwalam sobie poniżej przytoczyć.
Z drobnymi zmianami...

"Z okazji Nowego Roku, gdy król, jak również królowa,
Dawali czcigodne dłonie do całowania ministrom,
Ambasador San Escobar radykalnie i szybko zwariował
I wziąwszy królową za klapy, powiedział do niej: - Ty glisto!
Tu cisza zapadła na dworze... tylko oddech biskupowi świszczał,
A marszałkowi dworu zabrzęczała diamentowa sprzączka przy szelkach,
I wesołe, trawienne soki harcowały w żołądku ochmistrza,
I paź, co zasnął za portierą jęknął cichutko: Ach... Felka...
nikt więcej nic nie powiedział... ba, palcem nikt nie skinął.
Zresztą wszyscy dosłownie zdębieli ze strachu i konsternacji.
A wtem - po dziesięciu sekundach - obłęd ambasodorowi minął.
I ambasador zmieszany próbował jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
Przede wszystkim, zauważywszy że trzyma jeszcze królową w dłoniach
Zaczął chrząkać, przyglądać się z bliska, zaskoczenie wielkie udawał,
A potem beknął - Przepraszam, ja myślałem, że to fisharmonia!
A to pani królowa! Hy hy hy! Ale to ci dopiero kawał!
Liczył na to, że śmiechy wybuchną i że wszędzie zrobi się głośno
Ale cisza trwała w około, więc podrapał się niepewnie w łopatkę,
Zaczął bąkać jakąś historię, równie głupią co durną i sprośną
Wreszcie usiłował stanąć na rękach, przy czym kopnął królową matkę.
Cisza trwała, a ambasador coraz bardziej swą pewność tracił
Chciał zjeść coś, ale czknął głośno i oblał się zupą żółwią,
Aż wreszcie powiesił się biedak na troczkach od własnych gaci...
I to było jedyne wyjście, tak między nami mówiąc..."

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz