niedziela, 8 stycznia 2017

Pielgrzymka do mądrości

Zrobiło się zimno, ale słonecznie.
I to właściwie wszystko co mam miłego do napisania... Nawet sylwestrowe kace przeszły już do historii.
Do połowy kwietnia jesteśmy więc umoczeni w bezsensownej robocie za friko, bo dzień wolności podatkowej wypada chyba jakoś w tamtych okolicach.
Moja trauma jest o tyle większa, że jak pomyślę, kto zarządza miliardami z podatków, to niespecjalnie chce mi się jutro wstawać.
Wyobraźcie to sobie...
Cztery najbliższe miesiące będziecie kupować za własne pieniądze migawki, paliwo, nowe opony do rowerów, wsuwać trzy posiłki dziennie, zdzierać zelówy i stresować się gębą swojego szefa spijając osiemdziesiątą kawę tylko po to, aby po powrocie do domu włączyć telewizor i zobaczyć na ekranie Kaczora!
Co to, w mordę? Permanentny National Geographic? Nat Geo Wild... dla ubogich!
O reszcie tego zoo nawet nie chce mi się wspominać.
Właściwie to wspomnę!
O tym naszym Miśku kochanym, który na pytanie: Jakie prawo studiuje? odpowiedział: Takie normalne...
A pytał nie byle kto, bo ten sam, który wcale nie jeździ Mybachem i nie dostaje corocznie kilkudziesięciu milionów z naszych podatków; któren to wciągnął Miśka na listę studentów całkowicie ateistycznych studiów ekonomicznych w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej. Nie wiem zresztą czy jest tam nawet taki kierunek, bo nie znalazłem, ale Miśkowi to rybka co studiuje. I tak zaraz skończy celująco ze dwa fakultety i dostanie Oskara. Znaczy Doktora, chyba...
Na te skromne, niepełne, dwa tysie za semestr, zrobią Miśkowi zrzutkę emeryci z niezakupionego  chlebka i margaryny. Na następny złożą się nielubiący ziemniaków.

Swoją drogą, to ta nasza narodowa fobia wykupywania przed każdymi świętami pieczywa, jest nieznośna. Kto na Wigilię opycha się chlebem? Albo na Sylwestra!
Dawniej panowała moda przykrywania chlebem denaturatu, że to niby wyciąga to fioletowe... Kiedyś go jednak nie piłem, a dziś dentkę robią bezbarwną więc umrę w nieświadomości.
Któregoś razu byłem w piekarni po pieczywo. Facet przede mną poprosił o jakiś wielki bochen.
- A długo będzie świeży?
- Oj, długo panie, dłuuuugo!
- Wierzę pani... - rzekł z ironią - przekonam się za pięć dni.
Nie jestem specjalnie namiętnym zjadaczem piekarskich wyrobów; pół małego chleba wystarczałoby mi na trzy dni, gdybym, po dwóch, nie wywalał pozostałej części do śmieci. Rzadko jadam tosty... Czekanie na smak tygodniowego chleba przypomina mi dziś oszczędzanie na czesne dla miśkowych aspiracji zdobycia tytułu magistra ekonomii w rydzykowej szkole i wysłuchiwania prelekcji wybitnych naukowców z Torunia:
- Czy w nauce jest miejsce na kulturę etyczną?
- Przeciwdziałanie nielegalnym formom wpływania na proces tworzenia prawa
- Wymiana doświadczeń i dobrych praktyk w zakresie zwalczania korupcji.

Piękne tytuły, co? Wręcz seksowne! Jak odwłok pani Wróbel.
National Geographic...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz