Dobra. Znudziło mnie już pisanie głupot i czas zająć się czymś poważnym. Jak w tym dowcipie...
- Słyszałem, że się wreszcie ożeniłeś...
- No!
- To musisz być szczęśliwy!
- Muszę...
Wciąż zastanawiam się dlaczego Pawłowiczówna nie wyszła za mąż? Nie daję jej wielkich perspektyw na przyszłość, bo żaden diabeł nigdy jej nie zechce choćby dlatego, że małżeństwa między krewnymi są nielegalne.
Podobnie jest z Klempą, która w ostatniego Sylwestra, pierwszy raz od piętnastu lat, wyszła z mężem z domu, ale tylko dlatego, że ktoś im podpalił choinkę. Ta pani to encyklopedyczny przypadek blondyny, która wyszła z wanny. Dwoma słowami określiłbym ją jako: "czysta głupota"...
... z gatunku tych, które ostatnie pieniądze wydają na zakup portfela.
Słyszałem, że jej mąż jest lekarzem, ale chyba bardziej psychiatrą niż weterynarzem, wszak poślubił swoją pacjentkę.
Trudno mi odczepić się od tej pani. Jej wypowiedzi przypominają mi kolejny dowcip o blondynce u lekarza...
- Niech mi pan pomoże! Trzmiel mnie użądlił!
- Spokojnie, zaraz posmarujemy maścią...
- A jak go pan doktor złapie? Przecież on poleciał!
- Nie! Posmaruje to miejsce, gdzie panią użądlił!
- To było w parku, przy fontannie, na ławce pod drzewem.
- Posmaruje tę część ciała, w którą cię uciął!
- To trzeba było tak od razu! W palec mnie użądlił. Boże, jak to boli!
- Który konkretnie?
- A skąd mam wiedzieć? Wszystkie trzmiele wyglądają tak samo!
Chciałoby się dodać:
Tak samo jak Cesarz Jarosław śpiewający polski hymn na drabince.
Zapewne tylko wówczas nie obawia się zawodzić, bo zwykle sąsiedzi oskarżają jego kota o to, że wściekłe zwierzę znowu atakuje swojego pana.
Ten zapyziały cap, wmawiający nam, że tylko on umie przewrócić kule, i jedynie on nie musi mieć wody, by zmienić ją w wino... ten kołysany do snu w rozklekotanej betoniarce stary pierdziel, któremu wydaje się że nie musi zmiatać kurzy, bo to one muszą zmiatać przed nim; ten jedyny... umiejący, niczym Chuck Norris, nalać wódkę do sitka...
Ilekroć go widzę, przypomina mi się horror pt. "Teksańska masakra kopniakiem z półobrotu", czy jakoś tak...
... któremu wciąż się wydaje, że nawet powietrzu nie wolno stawiać oporu, życzę z Nowym Rokiem złośliwego raka.
Moja noworoczna szopka nie może obejść się bez tego... jak mu tam... pensjonariusza Tworek, o wyglądzie krokodyla po pisowskiej reformie, jaszczura Terleckiego. Ten także, jak łatwo dostrzec, wiecznie pyta się Dżej Keja, czy wolno mu jeszcze oddychać, a to odbija się oczywistym piętnem na jego fatalnie wyprasowanej gębie.
Trudno mi nie przejechać się po "flaszce" Głodziu, który chla jak syndyk: do upadłego. A po wypitym litrze każdy wikary ma na imię Patrycja.
Nadchodzą ponoć wielkie mrozy i molestowany Hofman spierdzielił na Saharę gdzie ze zdziwieniem skonstatuje, że istotnie musiało nieźle przymrozić, że aż tak dokładnie wysypali piaskiem.
I co panie Wolski? Która szopka jest śmieszniejsza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz