środa, 15 lutego 2017

Dużo pytań, a odpowiedź jedna...

Ktoś podesłał mi zdjęcie byłego już prezydenta Szwajcarii czekającego grzecznie na dworcu, na pociąg, i przeglądającego coś w telefonie.
Dookoła stoją inni podróżni, nic się nie dzieje, zastój... można by pomyśleć...

Tamtejszy prezydent wybierany jest na okres jednego roku przez parlament. Rok i... addio pomidory. Bez podtekstów.
Zapewne każdy... (bądź każda, bo w tym roku prezydentem jest kobieta), ma swoje auto i prawo jazdy...

Ale Szwajcaria ma także góry i doliny, na których pasą się krowy dające mleko, a owo mleko służy do robienia serów na przykład.
Świetnych serów.
Wiem, bo jadłem.
Robią ponoć także doskonałą czekoladę, ale tej nie jadłem, bo nie lubię słodyczy.
Mają tam także producentów wodoszczelnych zegarków, które eksponowane są na wystawach - na dnie akwariów z rybkami...

Tak więc... Szwajcarski prezydent wcale nie musi drałować do pociągu, aby dojechać nim do domu.
Po co więc to robi? Po jakie licho lezie na dworzec sam jak palec i bez ochrony?
Pewnie dlatego, że po tym kraju nie jeździ nikt czerwonym Seicento!
A może dlatego, że sprzedaż serów i zegarków opłaca się bardziej niż pieprzenie głupot z drabiny?
A może fajnie jest spotkać w zwykłym pociągu zwykłego faceta, który jest prezydentem kraju i jedzie na obiad po pracy?
Może...
...ale najbardziej dlatego, że w normalnym kraju mieszkają normalni ludzie.

Nie umiem się przed nikim płaszczyć, zwisa mi jakie kto pełni funkcje; jeśli jest to facet - nasze slipy wypełnia, mniej więcej, to samo...
Podobnie nasze czerepy i cały garnitur.
Nie jestem żadnym geniuszem, ale też idiotą... Ot, średnia krajowa. Może tylko rysuję lepiej niż większość i jeżdżę do pracy autem. Nie jak prezydent Szwajcarii.

Wracając do końca drugiego zdania mojego wpisu...
Tam się dzieje bardzo dużo!
Ludzie tam pracują, zarabiają i żyją w luksusie, bo płacą jedynie za to, co mówiąc bardzo ogólnie, chcą kupić lub mieć. I nikomu nie jest potrzebne do szczęścia wysłuchiwanie gderania oszołomów o mgle, ciągłych liniach przerywanych i ataku stojących grzecznie na światłach aut, które ktoś taranuje.
Czy naprawdę chcemy aż tak dać się zwariować? Czy każdy hałas cysorskiej gęby musi zajmować połowę wszystkich niusów? Jak jeszcze długo mamy płakać nad losem idioty z pisu trajkoczącego po raz tysięczny o jakimś wirtualnym bałaganie tworzonym do czasu jego zmartwychwstania? Kim oni są? Jakim prawem wynoszą się ponad przeciętność?

Odpowiedź jest jedna...
Jak się nie ma żadnych argumentów ani faktów, to należy wymyślić ich tyle, żeby już nikt nie doszedł do prawdy!
Dlatego nigdy w Polsce nie zobaczymy w pociągu nikogo powyżej sołtysa z Kiernozi.


P.s.
Bardzo wszystkich przepraszam, że odrywam od mojego wczorajszego wpisu o Terleckim, który jest tak chętnie wyświetlany, ale tamten podyktowało mi serce, a dzisiejszy... hmmmmm... rozum.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz