środa, 1 lutego 2017

Syndrom władzy

Byłem, jestem i... zawsze będę, przeciwko każdemu rządowi w naszym kraju.
Jest mi zupełnie obojętne, z którego klanu się on wywodzi.
Kulisy władzy rządzą się bowiem zawsze jednakimi prawami.

Pełniącym najwyższe urzędy zawsze wydaje się, że uchwycili jakiegoś boga za nogi i wszystko im wolno.
Ci z drugiego planu, aspirujący do pierwszego... (no jakżeby inaczej!), usrywają się na widok nie ich ochroniarzy i nie ich limuzyn; do zapierającego dech, w ich "drugoplanowych" piersiach, stałego wianuszka namolnych, niczym komarzyce w rui, dziennikarzy.

Ci są najgorsi. To banda zakłamanych klakierów.
Tylko oni mogą wyrwać poduszki spod głów umierających, bo są na tyle blisko, że mogą. Ale i na tyle daleko, że widzą wygłodniałe łapska innych "drugoplanowych". Muszą się więc spieszyć!

W tym miejscu wchodzą do gry "trzecioplanowi".
Tajne służby.

Ich rola jest oczywista dla wszystkich i nie będę się nad nią rozwodził. Dopowiem tyle, że ci potrzebni są wszystkim i kręcą na tym najsłodsze lody.
Poniżej wyżej opisywanych są tak zwane "doły".
To grupy idealistów; zbierających podpisy pod petycjami i propozycjami ustaw, marznącymi na mrozie i lepiącymi się od upałów, których trzy, z wyżej wymienionych grup, gardzą do żywego. Takie armatnie mięso. Konieczne jak fryzjer, kelner i memory fajf w telefonie Siary.

Nie widzę się w takim gronie.
Najgorsze jest jednak to, że w razie skomasowanego ataku, wszyscy zaczynają zachowywać się ja w  dowcipie o stuosobowej grupie murzynów uciekających przed jednym białym...
- Czemu stu cieka przed jednym?
- A skąd wiadomo któremu pierdolnie najpierw?
Pislandia to wie. Dlatego co sił ucieka na swoich kaczych nóżkach. Nie przede mną... Słyszy zbliżający się czołg.
Ja tylko robię zdjęcia...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz