poniedziałek, 24 marca 2014

W blogu używany jest język, który niektórzy mogą uznać za wulgarny.



Wszyscy wiemy, że Macierewicz jest idiotą. No... Może poza tymi, którzy uważają inaczej, ale miejmy nadzieję, że to mniejszość. Nie w tym kłopot. Zastanawia mnie dlaczego taki wyrachowany drań jak Kaczyński, objął go i trzyma za rączkę? Antoś, który raz po raz robi z siebie wała, ośmieszając twór zwany PiS-em, powinien odesłać tego pana do Tworek. A tak nie czyni. Dlaczego? Po prostu potrzebuje krzywego zwierciadła, w którym wydaje się wyższy. Taka przewrotność w polityce nie jest niczym nowym; Antoś, budując koalicję najgłupszych, przysparza mu przecież głosów, a tylko o to chodzi. Tandem Machiavelli-Savonarola trzyma się zatem dziarsko i tylko czekać aż zgraja ruso... germano i eurofobów obejmie teki ministrów. A Rydzyk dostanie tekę ministra sportu.
Jak to dlaczego? A sierpniowe maratony?
A propos.
W roku 1975 byłem na Jasnej Górze. Tak tam... przy okazji wakacji u rodziny. Klasztor otaczał wówczas pozostawiony po kręceniu "Potopu" dwumetrowy mur, chyba ze styropianu(?), podwyższający otaczające go blanki. W trosce o zachowanie wiekowej budowli rzecz jasna, bo przecież część murów musiała w trakcie oblężenia ulec uszkodzeniu. Spora część dekoracji nosiła zatem bardzo realistyczne ślady burzących je armat i to zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Także główna brama wjazdowa. Pamiętająca chyba czasy prawdziwego potopu, drewniana, nosząca ślady setek lat użytkowania, ogromna i przepiękna w swojej starości.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy w XXI wieku odwiedziłem Jasną Górę ponownie. Zamiast rzeczonej bramy jakaś krata z supermarketu, mury obronne wyłożone klinkierem, ochroniarze, paulini z komórkami przy uszach i zestaw anten satelitarnych zamiast dachu. Ja rozumiem, żyjemy w innych czasach, ale jaki kutas dał zgodę na zohydzenie siedmiuset letnich murów klinkierem i przerobienie na ogień dębowej bramy, podczas gdy w Łodzi nie można wyjąć ze ściany jednej secesyjnej cegły?
Nie bronię obecnych przy władzy kacyków, od moherowców różnią ich tylko mniej paskudne gęby. Mała to pociecha, bo popyt na bycie szkodliwym idiotą wyraźnie wzrasta i przed antosiopodobnymi rysuje się świetlana przyszłość.



A teraz coś dla koneserów nowych smaków z dobrze znanych produktów.


Na najmniejszy gazowy palnik z taką... kurde, nie wiem jak się to nazywa... przedłużką z okrągłym oczkiem w środku nad palnikiem, kładziemy średniej wielkości pieczarkę bez nóżki i do środka wsypujemy szczyptę soli. Zapalamy niewielki gaz i gapimy się na pieczarkę. Po minucie zaczyna wpływać do dziurki po nóżce aromatyczny soczek. Wypływa i wypływa, a my się gapimy i gapimy do czasu, aż nie wypełni ją po brzegi. Delikatnie, aby nie uronić żadnej kropli, zdejmujemy ją z gazu. Kiedy trochę ostygnie zjadamy niczym ostrygę. Trza mieć tylko sporo czasu, bo to takie pyszne.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz