poniedziałek, 31 marca 2014

Mam dziś wisielczy humor i spodziewajcie się najgorszego... Ale na początek pragnę wszystkich przeprosić za moje nieskładne zdania i blogi pisane po polskiemu. Postaram się bardziej przykładać do słowa pisanego. W dobie smsowych skrótów i czatowej składanki wyrazów bez polskich znaków, należy się bardzo pilnować, aby zbytnio nie zbezczeszczać języka przodków. Przegrana to sprawa, wiem, ale możemy się wszyscy odrobinę postarać. Póki co, wynalezione przez młodzież, komputerowo-telefoniczne Esperanto, unifikuje język polski z pseudo-angielskim, którego znajomością się szczycą. A Zamenhof przewraca się w grobie.
Nie wiem, bo nie interesuje się polityką, która kutasina wymyśliła nam gimnazja sugerując, że oto młodzież będzie bardziej wyedukowana ucząc się dziewięć lat, zamiast ośmiu. Może i to sprawdzało się po pierwszej wojnie światowej, gdzie ukończenie podstawówki było osiągnięciem, a gimnazjalna mała matura ekspediowała małego maturzystę na poziom obecnego doktoranta. Dziś, trzy lata spędzone w grupie oszalałych kilkunastolatków, to intelektualna i socjologiczna porażka.
Pewnie słyszeliście odpowiedzi młodzieży w ulicznych ankietach...
- Stolica Francji? Hmmm.. Luwr?
Albo pytanie...
- Czy Jezus...
1. Został ukrzyżowany?
2. Zginął na skrzyżowaniu?
3. Zabili go Krzyżacy?
Podobnych, paranoidalnych przykładów genetycznego debilizmu można mnożyć; można śmiać się z szaleńców, którym wydaje się, że umieją śpiewać i wychodzą przed kamery, aby zrobić z siebie skończonego wała, w bazującym właśnie na idiotach szołach typu: Idol. Prosta rozrywka dla prostych ludzi. Dwadzieścia sekund śmiechu, kolorowo i błyszcząco; ciuchy zaprojektował Jacyków. Heja!
Cholera! Czemu mnie to nie śmieszy?
O ile prostsze byłoby moje życie, gdybym zrozumiał dowcipy kabaretu: "Łowcy.B", wyczaił, dlaczego trzeba je opowiadać z miną kretyna w robionych na drutach kapciach, skumał o co chodzi w serialu - "Na Wspólnej", załapał potrzebę bazgrania w każdej bramie symboli klubów piłkarskich i oglądania "Trudnych Spraw". Nie chcę być forpocztą zrzędliwych staruchów, ale to chyba tak zaczyna wyglądać... A może po prostu lubię elektryczność? I torujące sobie z trudem drogę słabiutkie sygnały naszych mózgów, proponujące wplatanie w bezsens otaczającego świata odrobinę oryginalności.  
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz