To jest amerykański film. Finansuje się tam miliardy dolarów w chłam wołający o pomstę do nieba, ale czasami, przypadkowo, ktoś jednak wpada na dobry pomysł i, jeszcze bardziej przypadkowo, udaje się taki pomysł zrealizować. I wówczas powstaje coś naprawdę godnego uwagi.
Jestem fanem dobrego kina.
Nie zawsze jednak chodziłem do kin z wyłącznie filozoficznych względów...
Najwięcej razy byłem na filmie pt. "Droga do Saliny". Raczej wątpię, aby ktoś o nim dziś pamiętał. Określono by go jako psychologiczny thriller, ale po kilkunastu projekcjach scenariusz przecież już nie porywa fabułą. Bo i wcale nie dla fabuły na niego chodziłem! Nie mogłem się za to napatrzyć na Mimsy Farmer, bezwzględnie moją pierwszą miłość.
Fascynowała mnie jej twarz, jej uśmiech z tajemniczym grymasem, króciutkie blond włosy, no i, oczywiście cała reszta...
Niewielu ludzi ma w swojej twarzy coś tak ciekawego, że chciałoby się na nią patrzyć i nie ulec znudzeniu. Wierzcie mi, na tym to się akurat znam, bo to takie moje ciche hobby. I wydaje mi się, że robiąc to uparcie przez wiele lat, nabyłem pewnej wprawy w osądzaniu ludzi po ich mimice, czasem delikatnym błysku w oczach, nieszczerym uśmiechu, albo właśnie tym szczerym, wyczytywaniu z twarzy ludzkich nastrojów i, niestety... Poziomu inteligencji albo jej braku.
Ostatnie widać najlepiej.
Po diabła to piszę?
Kolega opublikował krótki film na Fb ze spotkania pislamistów, na który wszedł ktoś normalny i, na swoje nieszczęście zabrał głos. Może uda się komuś to tego dotrzeć. Popatrzcie wówczas głęboko w oczy tej bandzie Troli, a zrozumiecie dlaczego tak ich nie cierpię!
Aż mi teraz szkoda, że wplątałem w dzisiejszy wpis oszałamiającą Mimsy Farmer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz