Jest taki zwrot, po usłyszeniu którego dostaję szamotania pępka, ale właśnie dziś od niego zacznę...
Na dzień dzisiejszy... jest tak:
Cichutki wschód miasta York, cieplutko, ptaszki śpiewają, po lewej Guinness Original...
Chciałbym poczuć tęsknotę "...do tych łąk malowanych, przeplatanych żytem...", ale za cholerę nie mogę! Anglia jest chyba zbyt ładna i za bardzo poukładana żebym miał ochotę wylewać łzy nad moją chwilową emigracją.
A zwiedzamy ją z prędkością odrzutowca! Wymyśliliśmy sobie genialny plan pojechania nocą do Londynu autobusem, obejrzenia miasta w dwanaście godzin i powrotu kolejną nocą do Yorku.
Jednak...
Siedzenie dwie noce, nawet w miarę wygodnym autokarze, to koszmar. O Londynie nie będę dziś pisał, bo to długi temat i niekoniecznie najciekawszy. Droga do niego o wiele bardziej...
Nasz autobus zepsuł się gdzieś przed Yorkiem i siedzieliśmy jak dupki godzinę na dworcu w środku nocy. Po serii głuchych telefonów i jednym z głosem, zjawił się jakiś pan i powiedział, że funduje całej czekającej szóstce taryfę do Doncaster, w którym to będzie czekała na nas jakaś wypasiona rejsówka z klimą.
Po półtorej godzinie obijania tyłków na zydlu w Tranzicie Taxi, w Doncaster, czekał na nas, i owszem, pewien wypasiony Anglik z walizką, który dosiadł się na siódmego. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Doncaster w piątek o 2,30 w nocy, to cholernie rozrywkowe miasto, w którym wszyscy doncasterczycy są nawaleni i pragną dojechać z nami do swoich sypialń. Wywieziono nas przeto kolejne kilkadziesiąt kilometrów na jakiś parking. Następne dwie godziny czekania, sto pięćdziesiąt mil, i już mogliśmy oglądać najbardziej zatłoczone miasto Europy.
Począwszy od śmierdzącego dworca, aż do oszałamiającego tondo Michała Anioła w Royal Academy of Art.
Tondo powstało po Dawidzie, ok trzydziestego roku życia artysty i wydaje się być nieskończone.
Osobiście śmiem wątpić...
Pokaże je Wam...
Tu byłem. Darek.
Mam kompletnego fijoła na punkcie prac Buonarottiego i wcale się tego nie wstydzę. Obiecałem sobie, że zanim walnę w ramy, zobaczę jego wszystkie prace na własne oczy. Owo tondo w Londynie jest jednym z najciekawszych właśnie przez to, że jest takie surowe. Pod koniec życia Michał Anioł wrócił do pomysłu "niedokańczania" rzeźb. Dostrzegł po raz wtóry, że prócz swojego geniuszu, z którego doskonale zdawał sobie sprawę, może przekazać jeszcze coś więcej. Technikę pracy. I wierzcie mi...
Wpatrywałem się w tę rzeźbę dłuższy czas i byłem pod coraz większym wrażeniem nieprawdopodobnej precyzji każdego uderzenia dłutem w kamień i każdej pozostawionej rysy. To skończone dzieło i kropka. Jestem oczarowany. Cztery i pół wieku po swojej śmierci przekazał mi lekcję, której nie zapomnę do mojej...
I guzik mnie obchodzi tematyka. Takie były czasy.
Jestem przekonany, że i obecnie żyją wielcy rzeźbiarze, ale gdzież im do Michała Anioła! Będę teraz niesprawiedliwy, ale na dziedzińcu owej Royal Academy powstaje współczesna rzeźba grupy artystów nowoczesnych, która rozrasta się z każdym dniem coraz bardziej we wszystkie możliwe strony pokaźnego przecież placu symbolizująca zapewne mokre sny polskich złomiarzy, a wygląda tak:
Zrobiliśmy w Anglii ok. tysiąca zdjęć. Wyobraźcie sobie ile zajmie mi czasu ich skomentowanie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz