Oczywiście wszystko to, co schodziło na pniu musiało być w gestii... rzecz jasna... klasztorów. W myśl zasady: "napój nie łamie postu", braciszkowie dawali w palnik nawet w Wielki Piątek. Krociowych zysków z browarnictwa szybko pozazdrości im władcy i monopol padł, na szczęście... Został im monopol na mądrość, ale też do czasu... O piwie można by opowiadać w nieskończoność, ale nie o to przecież chodzi.
"Wine is but a single broth Ale is meat, drink and cloth"
Napisano w roku 1400 na nowej siedzibie Gildii Piwowarów w Londynie.
I w ten sposób dochodzimy do czasów spasteryzowanych przez Ludwika Pasteura, dzięki któremu możemy dziś popijać i wcinać produkty sprzed roku i się nie potruć.
Jestem wielkim smakoszem piwka! Gdziekolwiek bym nie pojechał, muszę spróbować czegoś z regionu i zawsze to niepasteryzowane jest lepsze. Wprawdzie nie pływają już w nim kawałki chleba, a między zęby nie włażą fragmenty zbóż, ale to wyłącznie zasługa naszej kochanej Unii.
Anglia to kraina piwem płynąca. Rozsądną jego dawkę aplikowałem na każdym kroku, ale poznaliśmy Anglika, który spija wyłącznie nasze "Dębowe". Najbardziej smakowało mi to, którego nazwy nie mogę sobie przypomnieć, jakaś odmiana "Ale", których jest tam na pęczki.
To też było znakomite, a na dodatek to otoczenie...
No i tak się rozmarzyłem, że poszedłem do sklepu. Zgadnijcie po co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz