sobota, 27 czerwca 2015

I znów o żarciu...

Nie umiem się oprzeć pokusie, aby znów nie przychrzanić wegetarianom i innym nawiedzonym kucharzom, którzy za wszelką cenę chcą mnie przekonać, że można zrobić jakąś wybitną potrawę w pół godziny, bo po pierwsze...
Jeżeli już idziemy na zakupy, co jest zwykle konieczne do przygotowania czegokolwiek w domu, to sama operacja nabywania zajmuje godzinę i już mamy pół godziny spóźnienia. Wpadamy zdyszani z torbami do chałupy, rozkładamy cały ten badziew po lodówkach i półkach, robimy siku, czasem myjemy ręce i włączamy w radio reklamę cudotwórczego środka na hemoroidy zawierającego kilo magnezu w pięciu gramach jednej pastylki. Włączmy także komputer, bo przecież musimy się koniecznie dowiedzieć ile nam dał Duda od ósmej rano, kto kogo nazwał idiotą, dlaczego powiesił się Lepper i jaką sukienkę założyła Doda na masz cyrkowców w Kielcach.
Mało inteligentny orangutan przetrawi te niusy w dwadzieścia minut, ale został przecież nieobejrzany odcinek jednego z miliona seriali, w którym to jedynie z reżyserem nie przespał się jeszcze scenograf, który jest, wyjątkowo i o dziwo, heteroseksualny. Zafascynowani zjawiskowym scenariuszem marnujemy kolejne czterdzieści pięć minut i śmigamy na pobliskie tory kolejowe narwać pokrzyw, które są panaceum.
Wpadamy do domu i gotujemy wrzątek, w którym sparzamy zielsko, aby natychmiast zanurzyć je w wodzie z lodem.
Dziesięć minut...
Bez rajzy na torach.
Z deklarowanych trzydziestu minut zwiała już nam godzinka, ale kto by przejmował się drobiazgami! Wraz z pokrzywą blenderujemy ziemniaki i szczaw. Brak rurek do wysysania przygotowywanej potrawy kieruje nas do pobliskiego spożywczaka.
Są!!!
Dziesięć minut...
Tyle że szczaw przypomina już kupę niemowlaka, pokrzywa nie podrażni nawet lakmusowego papierka, a cała reszta to Waterloo dla ubogich.
I tak oto...
W sto pięćdziesiąt minut, udaje nam się przygotować trzydziesto-minutową potrawę, za którą szaleją nasze dzieci.
Po jaką cholerę to wszystko piszę?
Ano...
Bo usłyszałem dziś w radio audycję o opublikowanej właśnie książce jakiejś polskiej klonicy Jamie Olivera, której wszystko udaje się w trzydzieści minut. I to wszystko jest wręcz szczytem smakowych marzeń!
Gówno!!!
Aby coś było smakowite, należy temu poświęcić wiele czasu i zdolności. Rozmemłana papka dla niemowląt nigdy nie znajdzie się w w menu Guy Savoy w Paryżu. Może być jedynie zjadliwa i nie powodująca sraczki, ale nigdy nie będzie wspaniała, a już na pewno nie z pokrzywą.
Wręcz kocham gotować!
Odpręża mnie to i uaktywnia.
Gotowaniu należy poświęcić dużo czasu.
Są oczywiście potrawy, które da się zrobić w pół godziny. Robią takie w Mac'Donalds.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz