sobota, 6 czerwca 2015

York po raz wtóry

Mało jest przyjemniejszych zajęć niż praca w kurzu podczas upału. Przemęczyłem jednak sobotę w robocie i nie mam ochoty nawet pisać. Coś tam jednak skrobnę przy zimnym toniku ze świadomością jutrzejszego byczenia się przy grillu. Jedzenia kobitki przygotowały dla pułku grenadierów, a podpałkę do grilla zmieściłbym w dwóch paczkach zapałek; użyję mocy... Jakby tak popadało to chyba pogodę cholera by nie zeżarła? Wszystko w tej Polsce jest do kitu. Zawsze po otwarci facebooka trafiam na gębę Dudy, którą to, jakiś nawiedzony fejsbukowicz, widać, nie może się dotychczas nacieszyć. Niech se wydrukuje plakaty i porozwiesza po chałupie! Przedwczoraj inna nawiedzona zamieściła kretyńską, ruszającą się figurkę błogosławiącego wszystkich Jezusa z podpisem, że oto on nas wszystkich kocha i nie przestanie, aż my go zaczniemy kochać... jak rozumiem. Czekaj tatka latka. Ogólnie zaczął się trynd wpełzający, na wszystkie fora, ciemnogrodu, co okropnie mnie irytuje. Niech sobie założą jakiegoś swojego Mariobuka i pieszczą się nawzajem smętnymi gadkami o tym, jak to teraz będzie cudownie. Dotychczas, jedyny komu uwierzyłem, że nie kłamie, to Jaruzelski, ogłaszający stan wojenny. Nie oceniam tego, stwierdzam fakt.
Uważam, że niewierzący powinni zacząć czynić tumult obrażający ich antyreligijne uczucia, bo z jakiegoż  to powodu nasze należy ignorować? Tamci lepsi?
Wygadałem się i mogę wrócić do Yorku, a żeby było śmieszniej, zacznę od religii, ale w angielskim wydaniu.
Przepiękną katedrę Minster odwiedzaliśmy dwukrotnie. Kupuje się raz bilet, chyba za dziesięć funciaków od duszy, który jest ważny przez rok i można wchodzić nawet codziennie. Nie jest imienny, można go zatem sobie pożyczać. Dotyczy to jedynie turystów, bo autochtoni wchodzą za okazaniem dokumentu.
To siedziba, drugiego po arcybiskupie Canterbury, dostojnika w Anglii.
Jest jakiś dowcip o owym budynku i jego permanentym remoncie. Coś w stylu: Kiedy odleci ten stojący na cokole samolot przed akademikiem? Jak w drzwiach pojawi się pierwsza dziewica.
Jak to zwykle w Anglii... otacza go wspaniały park, z wręcz nonsensownie idealnie utrzymaną trawą, ogromnymi drzewami i, znów jak w Yorku, wszechobecnymi gęsiami (gęśmi?), które łażą co krok i kawałek wody lub trawy, po całym mieście.








Żeby nie zadzierać za bardzo głowy postawili, jakże słusznie, lustro pod centralną wieżą kościoła, które sprowokowało mnie do takiego zdjęcia...


Całe centrum starego Yorku jest przepiękne. Obok katedry mamy malowniczy park, w którym rosną tulipany o zadziwiającej wielkości kielichów...


... z kolejną zburzoną katolicką bazyliką. 

I tu znów poznałem zadziwiającą technologię budowy takich kolosów. Popatrzcie!


Sklejano, wydawałoby się przypadkową górę kamorów, i okładano ją wyrzeźbionym na gotowo piaskowcem. Dziś każdy polegnie na tej technologii. Wpadliśmy do tego parku w porze lunchu. Setki ludzi siedziały sobie na trawie wcinając smakołyki; jakieś sześćdziesiąt procent z nich miało skośne oczy albo urodziło się w Ugandzie. Mnie to rybka, ale... tu znów zawiodę swojego szwagra... przestańmy się wreszcie rajcować tym, kto u nas mieszka. To, że nie ma jeszcze wśród nas nacji z całego świata, jest oczywistą oczywistością... Po cholerę mają tu przyjeżdżać? Jak Duda da nam to może zaczną. Wierzy w to ktoś? Jeśli tak, to moje kondolencje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz