Właściwie to powinienem teraz skończyć pisać, albo nie kontynuować tego tematu.
Wybieram to drugie.
Pod Biedronką rosną sobie krzaczki. Nie wiem jakim cudem rosną na urynie, ale to widać jakieś odporne cholerstwa na czachojeby sprzedawane o krok obok. Część z nich ma nawet zimą listki! W wyniku niespodziewanego zwrotu ewolucji nawet takie durne krzaczysko stara się o zachowanie odrobiny prywatności ludziom, którym w życiu się nie powiodło, albo rozparła ich prostata.
To zimą...
Chwilowo jednak mamy temperaturę na tyle znośną, aby w owych krzaczkach się wyspać. To ustronne miejsce osłonięte murem kamienicy z jednej, a parkującymi samochodami z drugiej strony. Wewnątrz milion much, trzynaście puszek po napoju piwopodobnym i płynący, żółty, ruczaj, a w nim, wtulony w objęcia Morfeusza, ten, któremu się nie udało...
I nadchodzi ten drugi... Z zapyziałym dziobem siedemdziesięcioletniego trzydziestolatka pakuje się między krzaczki i leje na kolegę.
Mocne te napoje po trzy dziewięćdziesiąt dziewięć; mocne pod każdym względem, bo jeden już nie widzi, a drugiemu to bez znaczenia.
Jest taki program na Discovery o ojcu i dwóch synach składających rewelacyjne choppery gdzieś w USA.
Ojciec to facet po przejściach, synowie w ich trakcie. Kłócą się niemiłosiernie, klną jak szewcy, ale motocykle budują genialnie. No i ów ojciec poszedł kiedyś na zabieg do dentysty, który wymagał uśpienia.
Po przebudzeniu powiedział tak: Good Stuff! Mało nie umarłem ze śmiechu.
A u nas już od 3,99 za litr! Promocja! Codziennie Niskie Ceny! Chyba, bo nie kupowałem.
Powiedzcie...
Dokąd my zmierzamy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz