My takie święto mamy od jutra przez najbliższych dziesięć dni, w trakcie których nasz syn nareszcie się wyśpi. Co by tu nie mówić o traumie dzieci mieszkających z rodzicami, pozwolenie na sen mają raczej nieograniczone, a śniadanie gotowe. I zwariowani rodzice jeszcze się cieszą, że, wcale nie marnotrawny syn, zajechał do domciu, aby pokłócić się troszkę, zanim wyjedzie na kolejne miesiące. I chyba niezależnie od wieku potomka, wszyscy tańcują wokół niego narażając się jedynie na jego zrzędzenia. Ale chyba tak było od zawsze i zawsze tak już będzie.
Babcie z dziadkami aż się ślinią mogąc jakkolwiek dopieścić wnuczka i usłyszeć choć kilka przyjaznych słów; bo babcie z dziadkami kochają wnuczki miłością najczystszą. To ich paszport w czasy "zaprzyszłe", których nie dane im będzie oglądać i duma, że takie czasy jednak nadejdą. Dla takich chwil łatwiej z pewnością zmagać się artretyzmem i podagrą.
Tymczasem my, rodzice, zasiadamy gdzieś po środku.
Ja to wyśpiewał Rysio Rynkowski: "Za młodzi na sen, za starzy na grzech...", próbujemy ogarnąć poczucie pustki w dziecka pokoju z dumą wspominając pierwszy sik na nocniku i pierwsze dziesięć przejechanych metrów na dwukołowym rowerku z oczywistą ulgą, że tylko nasze dzieci się starzeją.
Oszukujemy się.
Życie jest zdecydowanie za krótkie, przynajmniej to świadome, bo... albo jest się zbyt młodym i głupim, by je docenić, albo nie ma czasu roztkliwiać się nad nim. Dochodząc wreszcie do etapu siwiejących łbów i potrzeby pięciu minut na wywleczenie się z łóżka - robi się za późno.
Wniosek jest prosty...
Carpe diem!
Kopnijmy w dupę przemijający czas. Wykupmy rejs dookoła świata i zajmijmy się sobą! Dzieci muszą od nas kiedyś odejść, a fakt, że poświęciliśmy im jedną trzecią własnego życia zrozumieją wówczas, gdy najdzie ich chandra podobna do mojej dzisiaj; pozbawiona zupełnie podstaw, bo przecież powinienem się cieszyć.
Oczywiście dam synowi auto, aby mógł śmigać za panienkami po Łodzi.
W końcu pamiętam jeszcze czasy, kiedy na Piotrkowskiej, pod Hortexem, można było parkować i siedzieliśmy we trzech w maluchu udając Casanovę.
Z różnym skutkiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz