To tereny, na których, od pokoleń, okoliczni chłopi wydobywali torf. To taki lipny węgiel używany do opalania chałup po wysuszeniu. Było go, jak widać, sporo, a dziury pozostawili ogromne. Z czasem zalała je woda i rolnicy wpadli na pomysł zbudowania elektrociepłowni Bełchatów kopiąc na jeszcze większą skalę. Święte Ługi poszły w zapomnienie, i bardzo dobrze, bo jest to czarodziejskie miejsce oddalone od asfaltu o kilka kilometrów na trudnym do ogarnięcia zadupiu. Po niebie fruwają orliki i czaple, w wodzie pluskają się szczupaki i mało kto owo miejsce odwiedza. Są też trasy turystyczne piesze i rowerowe i milion hektarów sosnowych lasów z grzybami i zaskrońcami. W czasie ostatniej wojny, wykorzystując pagórkowaty teren, bodaj armia Łódź..., przekopała okolicę transzejami i postawiła wiele bunkrów, które przydały się jak świni parasol, ale istnieją do dziś i można sobie pozwiedzać.
Lubię tam jeździć także dlatego, że są to okolice, z których pochodzi moja rodzina po mieczu i kądzieli. Niedaleko kazał się pochować mój ojciec.
Wpadłem tam dziś na kilka godzin połazić po lesie i jestem zdruzgotany. Dwa największe zbiorniki wprawdzie się ostały, ale mniejsze zwyczajnie wyparowały! W lesie nieprawdopodobnie wręcz sucho, a o grzybach można tylko pomarzyć. Ktoś, kto wpadnie tam tylko przelotnie, nie ma szans znaleźć nawet muchomora. Mnie się napatoczyło kilkanaście krawców, chyba dwa podgrzybki i trochę sitaków, ale to tylko dlatego, że wiem gdzie mogłem je zaleźć. Przynajmniej mam na jutro grzybową i sznureczek krawców do ususzenia. Nie zmienia to faktu, że kolejne lato bez opadów, może zmienić to miejsce w jakąś oszalałą pustynię.
Trudno na to cokolwiek poradzić, a ja, jeśli dotychczas miałem gdzieś całe gadanie o ekologii i ocieplaniu się klimatu, dziś jestem jak najbardziej "za".
I to chyba na tyle...
Jutro postaram się być mniej dowcipny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz