wtorek, 15 września 2015

Plaża, dzika plaża...

No i za tydzień skończy się nam kolejne lato, które zapisze się w naszej pamięci, na wiele dziesięcioleci, jako pasmo dręczących upałów. Temperatury powyżej trzydziestu stopni są fantastyczne pod warunkiem, że możemy parujące tyłki ostudzić w jakiejś płynącej wodzie czego nam, w tym roku, nie było dane spróbować. Aż wstyd przyznać...
Nie byliśmy nawet na basenie!
Byłoby miło w przyszłym roku wyjechać gdzieś nad wodę, zanurzyć się po szyję i pozwolić unosić się falom.
Moje najpiękniejsze wspomnienia związane z morzem są starsze od węgla. W '86 roku byliśmy w Bułgarii. Miejscowość Właz, tropikalne temperatury, plaże nudystów i krystalicznie czysta woda, w której nurkowałem jak opętaniec.
Ale nie to wryło się w moją pamięć najbardziej...
Plażowanie zajmuje wiele czasu. Zwykle po śniadaniu, większość amatorów różnorakich kąpieli owija biodra ręcznikiem i drałuje na plażę z kanapkami. Powrót to późnawe popołudnie. Za wcześnie na kolację, a restauracyjne obiady wyjadły już psy. Zostaje coś, co nazywamy obiadokolacją. Takie przeglądy tygodnia dla tych, którzy przedkładają szum fal nad schabowego z brzoskwinią.
Z plaży wracamy również bez specjalnie namolnego stroju i, szpanując opalenizną, zasiadamy do wieczornej wyżerki zostawiając złuszczony naskórek na krzesłach.
Moja opowieść zaczyna się tuż przed posiłkiem. Jako że w restauracji chwilowo brakował miejsc siedzących, staliśmy grzecznie przy wejściu. Było nas pięcioro. Cztery dziewczyny i ja. Wśród nich była oczywiście moja najukochańsza Gosiunia, która, tak mi się przynajmniej zdawało, stoi po mojej lewicy. I, jak to facet przed ślubem, delikatnie zacząłem drapać ją po pupie... Po kilku drapnięciach zerknąłem w lewo. Obok mnie stała żona kolegi...
Kilka dni później Bułgarię nawiedziło trzęsienie ziemi. To ja je spowodowałem moją falą paraliżującego wstydu.
Oj! Jak mi się chce do Bułgarii! Hi hi hi




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz