Mniej więcej taki scenariusz przyświecał geniuszom od naszych finansów, ogłaszających loterię rejestrowania każdego paragonu fiskalnego na kwotę powyżej dziesięciu złotych, na stronie rzeczonego ministerstwa. Już widzę te dzikie tłumy blokujące serwer rozdrabniając każdy rachunek na stówę, na osiem mniejszych, w celu powiększenia swoich szans na wygranie jednej Astry raz na miesiąc!
- Wszak to tylko 7 milionów złotych... - Mówią o kosztach tego przedsięwzięcia autorzy.
Pomijając oczywisty rachunek prawdopodobieństwa, że lepiej puścić kupon totka, albo od razu wrzucić dychę do kanału, finansowi włodarze państwa zapomnieli o najważniejszym. Polacy to naród malkontentów, a nie szwajcarskich zegarmistrzów i zdecydowanie łatwiej zagonić wszystkich do kopania dołków pod przechodzącym sąsiadem aniżeli spodziewać się po kimkolwiek systematyczności.
Powinni zatem, wraz z loterią zbierania paragonów, dołączyć drugą pt. "Ten kutas paragonu dać nie chciał!".
- "Ten fryzjer z Nadrzecznej 17, obok pogrzebowego, spieprzył mi fryzurę i zamiast karmazynowego brązu wyszło marchewkowe indygo, a grzywka zaczyna mi się na plecach" - brzmiałby donos sfrustrowanej gaździny z Pcimia.
Albo...
- Zmarła świekra mojego teścia i jak ja pokażę się na konsolacji z dredami aż do dupy?
Czemu akurat fryzjer?
Bo idą jako szpica wujaszka Stalina; czując na plecach oddech enkawudystów ministra finansów są pierwszymi, na których zarzucono sieci fundując specjalną nagrodę dla sprawiedliwych wśród fryzjerów świata.
Nie dodałem, że także im dają szansę...
Jeżeli pozornie oszpecona wariatka, której nie wyszły idealne pasemka na genetycznej siwiźnie, mimo wszystko weźmie paragon i wbije go w odpowiednią rubrykę strony pana Szczurka wygrywając już nie Astrę, ale wypasioną Insignię, to fryzjer dostanie tablet. Jeden tablet na wszystkich fryzjerów w historii fryzjerstwa! Jest więc o co walczyć!
Z politykami jest mniej więcej tak, jak z przechodniami. To oni muszą mieć zawsze pierwszeństwo...
Zwykle poruszam się swoim busem, który w tylnej części ma blachę zamiast szyb i widoczność jest marna. Z tego też powodu walnąłem kiedyś w śmietnik i zarysowałem bok na latarni. Nie zlikwidowałem, niestety, żadnego przechodnia, którzy namolnie włażą mi pod tylne koła kiedy cofam, bo przecież mają pierwszeństwo i gówno ich obchodzi cofający kretyn i gablocie wielkości stadionu. Oni widzieć nie muszą. Muszą za to wygrać tę trzy sekundową walkę choćby za cenę własnego życia. Wyjeżdżając z parkingu zawsze oglądam się siedemdziesiąt razy i zawsze, w ostatnim momencie, jakaś bladź pcha mi pod koła, a czasem śmie mieć jeszcze pretensje, że jej nie zobaczyłem.
Tak widzę rolę polityków. Jedynie my mamy obowiązek ich widzieć, oni nas nie. Wybrano ich po to, aby mogli wozić dupska przynależnym im transportem i pleść idiotyzmy, od których ścina się białko. Najsmutniejsze jest jednak to, że każdy kierowca, wysiadając ze swojego auta, natychmiast przejmuje maniery pieszego i włazi pod każdy cofający samochód.
Proponuję zlecić wszystkim politykom obowiązek zakupu kas fiskalnych i prosić o rachunek za każdy wygłoszony kretynizm. Wystarczy dziesięć złotych od jednego. Plus VAT: 23 procent. Budżet się zbilansuje i stanie na nogi, politycy zamkną dzioby, a fryzjerzy w październiku odetchną, bo listopad dopadnie naprawiaczy aut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz