czwartek, 10 września 2015

Trochę o elektronice

Słyszałem o pewnym Angliku, który, jadąc autem, tak uparcie gapił się w nawigację, że wjechał do morza. Dzielny chłop! I zapewne wielki fan technicznych nowinek, które upraszczają życie każdemu fanowi nowinek technicznych. Zdumiewa mnie jak ludzie dają się nimi opętać! Godzina z rozładowanym telefonem to fizyczna męka, po wyłączeniu w domu prądu właściwie pozostaje popełnić samobójstwo, a zepsuta lodówka to głód i smród, bo żaden lodówkowy wiktuał nie przetrwa w pokojowej temperaturze nocy, nawet tej świętojańskiej. Ze wspaniałej i uwędzonej "szynki babuni" po kilku godzinach robi się śmierdzący smalec, a chlebem na drugi dzień można wbijać gwoździe. Pozostaje nam dieta spleśniałych serów z Francji spod Sieradza oblepionych na macy.
Wiem, że marudzę, ale chyba zaczynam mieć pierwsze objawy demencji.
Od trzech miesięcy nie przeczytałem żadnej książki, w gazety nie patrzę wiele o dłużej, a telewizja potwornie mnie nudzi. Przeskakuję z kanału na kanał zrzędząc na wszechobecne reklamy i zwykle wyłączam przy czterdziestym programie, w którym syn pyta mamuni o jakiś proszek do prania lub ciastko. Kilka sekund później wrzucają to coś do pralki, albo ust i przeżywają orgazm.
Jeżeli żyje na świecie ktoś, komu się to autentycznie podoba, to już wolę swoją demencję. Nie chcę tu wyjść na jakiegoś tetryka, ale zmieniający się tak szybko świat chyba mnie przegonił, a ja wcale nie mam ambicji z nim się ścigać.
Zresztą...
Co jest fascynującego w najnowszym telefonie, albo "intuicyjnym" działaniu samochodowych wycieraczek lub kierunkowskazów, które żyją własnym życiem, opracowanym przez jakiegoś nawiedzonego informatyka z Krzemowej Doliny, w upapranej tuszem z długopisów koszuli i przemierzającym świat na rowerze pradziadka, bo tak jest trendy.
Czasem się wyśmiewam z młodzieży, że za kilka pokoleń natura zredukuje ich dłonie o kilka palców. Zostaną kciuki i fakersik, bo na cholerę im więcej?
Widziałem dziś program o gościu, który urodził się bez rąk i właśnie zdobył prawo jazdy prowadząc auto lewą nogą, bo jest lewonożny. I co, można?
Za komuny miałby przechlapane. Wiem to po sobie, bo też jestem szmaja, tyle że ręczna i odrobinę pamiętam jakiegoś zidiociałego belfra, który nie mógł przeżyć leworęczego pierwszoklasistę.
Miałem kiedyś Mazdę 626. Pozbawioną elektroniki i niezawodną jak atak nosorożca. Należało tylko przekręcić kluczyk w stacyjce, aby objechać nią świat. Dziś się tak nic nie buduje, bo aby przejechać świat, należałoby kupić ruski czołg z czasów "Pancernych".
Może zacznijmy chociaż robić pancerne telefony, bo skomasowany atak uchodźców z Syrii zagraża zblazowanej Europie, a taka pancerna wkładka na sercu obroni nas przed atakami siedmioletnich snajperów.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz