wtorek, 6 grudnia 2016

Mój gabinet cieni

Wszyscy tworzą takie gabinety, no to i ja chyba mogę? Chciałbym być premierem, ale nie wypada mi się narzucać, a zresztą,... nie cierpię chodzić w garniturze, krawaty mnie duszą i nie lubię siedzieć za tylnych siedzeniach auta.
Mam jednak żonusię, której to nie przeszkadza i, jak ulał, nadaje się na ministra finansów, więziennictwa i sportów ekstremalnych. Nie staram się tego tłumaczyć, bo o ile ją znam, to niebawem za to zdanie zaraz na mnie wsiądzie i dowiecie się wszystkiego od niej; a ja zacznę robić za taką bokserską gruchę na gumie, którą tłucze się w co trzecim przylocie pod rękawicę. Lepszego kandydata na ministra finansów w naszym kraju jednak nie widzę.
Ministrem spraw zagranicznych koniecznie musi zostać mój najukochańszy szwagier, który, jak nikt inny, w każdym kraju czuje się jak w domu i zna taki uniwersalny język, zrozumiały od najgłębszego buszu po oba bieguny. Po prostu wchodzi gdzieś i mówi:
- Ty, Italianiec, daj mi ten kawał schabu, który tam wisi i nie pierdol po włosku, bo i tak cię nie rozumiem!
O dziwo, Italianiec zawsze rozumie.
W polityce najważniejsza jest skuteczność.
Minister obrony teraz...
Tu mam kłopot, bo nie znam większego idioty od Macierewicza, a byłem w wojsku i wiem, że w takie wojskowe łby rzadko trafia coś oprócz wystrzelonej kuli. Jeszcze pomyślę. Z pewnością musi mieć pancerną czachę. Reszta liczy się mniej. Mam wszakże wielkie opory przed poznaniem swojej rodziny z aż takim kretynem. Antek musi odejść. Najlepiej tam...
Ministerstwo edukacji zrzucę na swojego syna, który od swojego zarania wiecznie tylko się uczy, a więc jest w temacie jak żaden inny.
Transport powierzę mojemu busowi marki Hyundai. Kupiłem go kiedyś całkowicie bez przekonania. Wprawdzie zaczyna zżerać go rdza, ale znakomicie się sprawdza; a nic tak nie człowieka cieszy, jak brak potrzeby niepotrzebnych inwestycji. Kaligula mógł mianować swojego konia, Incitatusa, na ministra, to i ja mogę zrobić podobnie ze swoimi końmi mechanicznymi. Będę mu wlewał paliwo z dystrybutora z kości słoniowej, dam mu dom, służbę i marmurowy garaż.
Ministerstwo Zdrowia powierzę, tu już bez żartów, najzdolniejszemu koledze jakiego znam. Nie wymienię jego nazwiska, bo jeszcze go nie pytałem, ale pan Radziwiłł nie jest godny czyścić jego butów.
Resztę ministerstw powierzę mojemu żółwiowi, który ma tę zaletę, że interesuje go wyłącznie wygrzewanie tyłka pod lampką i zżeranie wysuszonych krewetek.
Tyle tych ministerstw, ale dobra...
Resztę biorę na siebie.
Wybuduję autostrady, wyślę ludzi na Marsa, ułożę się z Putinem, Trumpem. Wypieprzę w kosmos wszystkie miesięcznice na skrzydłach Kaczora. Panią profesor Pawłowicz sprzedam do burdelu w Stambule, Zalewskiej pozbawię jej sztucznej szczęki, a z Błaszczaka zrobię karmę dla żółwia... Jurgielowi nakażę sadzić całą wiosnę prawdziwki, a Kamińskiego skoordynuję z rolką papieru toaletowego. Klempę wyślę oczywiście do lasu. Jej brak poroża powinien być zaletą. A pani Witek nakażę szkolenie w domu Urbana.
Uff! Zmęczyłem się.
Polityka jest taka skomplikowana...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz